Egzotyczny Marakesz

plac Dżemaa el Fna
Plac Dżemaa el Fna. Fot. Andrzej Zarzecki

Położony u stóp Gór Atlas- Marakesz nazywany jest perłą południa, miastem miast. Wizyta tu to najwłaściwszy punkt kulminacyjny podróży do Maroka. Sercem Marakeszu jest, jednakowo popularny wśród turystów i mieszkańców. Istnieje opinia, że: bez tego placu Marakesz byłby tylko jednym z wielu marokańskich miast.

Od rana ściągają nań uliczni grajkowie, najlepsze miejsca zajmują żebracy. Nieustannym dzwonieniem zainteresowanie turystów starają się przyciągnąć cudacznie ubrani sprzedawcy wody. Nie liczą, że turysta zechce ugasić pragnienie, on przecież wie, że ameba czyha. Liczą na datek za pamiątkową   fotkę. Inną pamiątką będzie z pewnością egzotyczny tatuaż. Niezwykle wprawne ręce Berberek malują go pastą z hny. Tradycyjne wzory nadają bladym, europejskim dłonią egzotycznego smaczku. Co będzie, gdy tatuaż się znudzi – bez obaw sam zejdzie po około miesiącu. Wymęczone upałem kobry pląsają w rytm wygrywany przez poskramiacza. One chyba nie mają jadu- słyszę rozmowę stojących obok angielskich turystek. Mówią to niby z pełnym przekonaniem, jednak na wszelki wypadek obserwują spektakl z większej odległości. Gady wzbudzają respekt, ja też wolę zbytnio się do nich nie zbliżać.

Na placu pojawiają się akrobatyczne trupy. Marokańczycy praktyczne na całym świecie zdominowali tę część cyrkowych spektakli. Rozumiem, dlaczego- skomplikowane figury, przez kilka godzin dziennie, ćwiczą tu kilkuletni chłopcy. Za niedoskonałości postawy są bezlitośnie karceni przez trenera. Występy budzą zainteresowanie, z każdą chwilą gęstnieje tłum widzów. Nad placem unoszą się egzotyczne aromaty z niezliczonych garkuchni. Można spróbować smaku wszystkich potraw kuchni marokańskiej i to w najlepszym wydaniu. Nic dziwnego, że klienci czekają. cierpliwie. To kuchnia czasem bardzo egzotyczna, ale przez smakoszy uznawana za jedną z najwspanialszych w świecie.

Prawdziwy ruch rozpoczyna się na Dżemaa el Fna późnym popołudniem, gdy słońce nie pali już tak bezlitośnie. Na scenę wkraczają wtedy opowiadacze baśni. Warto pamiętać, że to co widzimy ma na południu Maroka długą tradycję. Nie jest to bynajmniej atrakcja ku uciesze turystów. Większość widzów to zasłuchani i zapatrzeni Marokańczycy. Opowiadacze baśni są dla, w większości niepiśmiennych, mieszkańców Marakeszu i okolicznych oaz bardzo ważnym źródłem informacji, pozwalającym zrozumieć otaczający świat.

Trafiam na stragan apteczny. Są tu specyfiki skuteczne w przypadku wszelkiego rodzaju ułomności, zarówno damskich jak i męskich. Sprzedawcy zachwalają arabską viagrę, podobno równie skuteczną jak jej amerykańska odpowiedniczka a zdecydowanie tańszą.

Na chleb, czy raczej jak wypadałoby powiedzieć w Maroku kuskus powszedni, muszą zapracować nie tylko ludzie. Przybywa tresowanych wiewiórek, nadal tańczą węże. Pojawiają się egzotyczne małpki. Choć upał zelżał atmosfera na placu robi się coraz gorętsza, na ochłodę najlepszy sok ze świeżych, oczywiście marokańskich, pomarańczy -. pycha. Czuję się trochę zmęczony. Idąc za radą książkowego przewodnika zajmuję miejsce w kawiarence, na dachu jednego z otaczających plac budynków. Można stąd spokojnie obserwować rozgrywający się na placu spektakl. W zachodzącym słońcu zabudowania Starego Miasta nabierają czerwonej barwy. Legenda głosi, że gdy wznoszono w sercu miasta meczet Kutubijja, polało się tyle krwi, że wszystkie domy się zaczerwieniły. Choć zapada zmrok nikt nie myśli o zamykaniu interesu, wręcz przeciwnie handel staje się bardziej ożywiony. Upał zelżał – czas na wielkie żarcie. Chciałoby się spróbować każdej potrawy- decyduję się na mający berberski rodowód tadżin – coś jakby gulasz z warzywami, bardzo wolno duszony w specjalnym naczyniu również zwanym tadżin. Potrawa zawdzięcza swoją nazwę garnkowi a nie odwrotnie. Niepowtarzalnego smaku nadaje jej Ras el-hanut – rozgrzewająca mieszanka 35 egzotycznych przypraw.

Przybywa ulicznych opowiadaczy. Trzeba przyznać, że są dobrzy w swojej robocie. Potrafią skupić uwagę widza nawet gdy nie zna on języka opowieści. Wystarczy puścić wodze fantazji. …. Synowie nie uszanowali woli ojca … słuchali fałszywych doradców… opamiętajcie się ostrzegała matka ….. nic z tego….. poszli swoją, złą drogą …….kara jaka ich spotkała była sroga….

Trafiam na uliczny boks, chłopcy walczą dla chwały, ale i dla pieniędzy jakie obstawiają widzowie. Oj chyba i ja muszę zapłacić. Czas na zakup pamiątek. Suk czyli arabski bazar w Marakeszu uchodzi za największy i najlepiej zaopatrzony w całym Maroku, zaś handel na nim za najbardziej ekspresyjny i teatralnie malowniczy. Teoretycznie bazar ma swoją logikę buty w jednej części, wyroby kowalskie w drugiej, osobno przyprawy i owoce. Często jednak panuje tu zupełny misz-masz. Rzeźnik sąsiaduje z szewcem, sprzedawca ziół z wytwórcą metaloplastyki. O jest i kaszanka- w Maroku uznawana jest za wyszukany, typowo lokalny smakołyk, o zjadaczach krupnioku z kraju nad Wisłą nikt tu nie słyszał. Co warto przywieść z tego kraju? Koniecznie aromatyczne przyprawy, ostrą pastę paprykową Harissę. Można trafić na bardzo fajne wyroby ze skóry: zamszowe kurtki, buty. Trzeba tylko zwracać uwagę na jakość i oczywiści bardzo ostro się targować. Jak w innych krajach arabskich cena wywoławcza często kilkakrotnie przekracza wysokość oczekiwanej przez sprzedawcę zapłaty. Berberskie kapcie kupiłam za 30 dirham- czyli około 3 dolary. Jaka była cena wyjściowa? 350. -Czy suk mały czy duży żadna różnica- przekonywała mnie Helga- niemiecka turystka poznana w barze Hotelu Oasis w Agadirze. – Po co mam łazić w strasznym upale, jeśli tu mam bazar oddalony pięć minut od plaży. Nic bardziej błędnego, suk w Marakeszu jest jedyny w swoim rodzaju, tu się nie tylko towary sprzedaje, ale większość ich jest na miejscu wytwarzana. Można rzemieślników podglądać, patrzeć im na ręce. Gdy but lub kurtka nie pasuje, nie ma problemu, składamy zamówienie i po godzinie lub dwóch odbieramy towar. Uwaga teraz ciekawostka: …” Sprzedawcy są agresywni i odzierają wizytę na suku z całej egzotyki”….- czytam w przewodniku. “Większość turystów z tego powodu zarzeka się, że nigdy do Maroka nie powróci”. Uzbrojeni w taką wiedzę wychowankowie zachodniej cywilizacji spięci i najeżeni wkraczają w bazarowe uliczki. To lipa- facet, który to pisał chyba nigdy nie był w arabskim kraju. Według mnie sprzedawcy są tu dużo spokojniejsi niż choćby w Egipcie. Co ważne nie są niegrzeczni, śmieją się i żartują.

Maroko
Powierzchnia: 446,6 tys.km2.
Stolica: Rabat
Język urzędowy: arabski
Ludność: 27,6 mln
Jednostka monetarna: dirham marokański
Religia: islam
Maroko nazywane bywa „zimnym krajem z gorącym słońcem”. W górach Atlasu Wysokiego temperatura zimą spada nawet do -10 C, wylegując się na plażach Agadiru trudno uwierzyć, że w wielu wsiach śnieg leży 4 miesiące. Tymczasem w Saharze Zachodniej temperatura często przekracza 50 Co. Charakterystyczną cechą kraju jest bardzo różnorodne ukształtowanie powierzchni, w Maroku można spotkać dwa typy wybrzeża morskiego – klifowe wybrzeże Morza Śródziemnego ciągnące się 530 km oraz piaszczyste wybrzeże Atlantyku. Kraj jest stosunkowo bezpieczny, przyjazny dla turystów i tani – szczególnie gdy potrafimy się dobrze targować.

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top