Koralowy raj nie tylko dla gangsterów

 

Złapać bezkarnie żywego rekina za ogon! Czy to możliwe? Takie atrakcje czekają na amatorów nurkowania w jednym z najmniejszych państw Ameryki Środkowej – Belize.

 

Rafa koralowa, druga co do wielkości na świecie rozciągająca się na 296 kilometrów, jest bezsprzecznie największą atrakcją tego kraju. Nie było wyjścia, choć woda nie jest moim ulubionym żywiołem, wsiadłem z grupą turystów na niewielki stateczek i wyruszyłam na spotkanie z podwodnym światem. Gdy dopłynęliśmy do rafy okazało się, że nie jesteśmy sami, w pobliżu kotwiczyło kilka podobnych jednostek.

 

– Rzucanie kotwicy gdzie indziej jest zabronione – wyjaśnił przewodnik- niby wszyscy rozumieją, że korali nie wolno dotykać i odłamywać, a jednak to robią. – W ten sposób chronimy podwodny świat. Co było robić- spuściłem uszy po sobie i udałem, że bardzo interesuje mnie przymierzanie płetw. Woda za burtą była kryształowo czysta i nieprawdopodobnie ciepła, pierwsi odważni założyli maski, fajki i wskoczyli do wody. – Wszyscy muszą spróbować -zachęcał przewodnik – dla tych, którzy nie umieją pływać mamy przygotowane kapoki. Jak wszyscy to wszyscy, z okrzykiem „raz kozie śmierć” wskoczyłem do wody. Chwila oszołomienia, łyk słonej wody i już mogłem podziwiać rafę.- Taka długa rafa a wszyscy nurkują w jednym miejscu, nadeptują sobie wzajemnie na płetwy – zamamrotałem pod nosem.

Spotkanie z rekinem

 

 Widok to naprawdę oszałamiający, różnobarwne koralowce, przedziwne rośliny i ryby jak na wystawie w sklepie akwarystycznym. Po chwili, zanęcone rozrzucanym przez przewodnika pokarmem, przypłynęły rekiny. Przyznam, że ciarki mi przeszły po plecach. Wprawdzie zostaliśmy uprzedzeni, że tutejsze rekiny mimo, że wyglądają podobnie jak ich krwiożerczy krewniacy, do ludzi są nastawione przyjaźnie ale strach pozostał. Bestie pozwalały się nawet dotykać i łapać za ogony. Spróbowałem i ja- rekinia skóra jest bardzo chropowata, przypomina wręcz papier ścierny. Oprócz rekinów atrakcją dla nurkujących są w Belize wraki średniowiecznych statków, które często rozbijały się o rafę. Każdy nurek marzy, podobno wcale nie bezpodstawnie, że trafi na skrzynie pełne złotych skarbów.

W Belize, kiedyś zwanym Brytyjskim Hondurasem, mieszka 190 tys. ludzi. Stanowią niezwykłą mieszankę ras, kultur i narodowości. Połowa z nich to Mulaci i Murzyni. Inni to Metysi, Indianie, Europejczycy i Azjaci. Chyba najciekawszą grupą są czarnoskórzy Karaibowie nazywani też czarnymi Indianami. To potomkowie zbiegłych ze statku na początku XVII afrykańskich niewolników. Gdy statek, którym byli przewożeni, osiadł na mieliźnie- niewolnicy uciekli i schronili się na wyspie St. Vincent. Mieszkający na niej Indianie z plemienia Karaibów przyjęli nieszczęśników bardzo gościnnie. Z czasem te dwie rasy się zmieszały tworząc plemię nazywające siebie – Garifura. Burzliwa historia rozrzuciła ich po różnych krajach Ameryki Środkowej. Ci, którzy mieszkają w Belize zachowali dawne obyczaje. Najciekawsze jest to, że kobiety mówią innym językiem niż mężczyźni. Ten obyczaj pochodzi z czasów pierwszego spotkania afrykańskich niewolników z Indiankami.

 

Tańce z listy światowego dziedzictwa

 

Karaibowie obchodzą swoje święto każdego roku, 19 listopada . Można wtedy podziwiać ich tradycyjne tańce i śpiewy. Warto wiedzieć, że zostały one wpisane przez ONZ na listę niematerialnych skarbów światowego dziedzictwa. W czasach przedkolumbijskich Belize wchodziło w skład imperium Majów. Pozostałości ich architektonicznej kultury zadziwiają ogromem i harmonią kształtów. Łatwo dostępny, odrestaurowany, położony tylko 50 km. od Belize City zespół świątyń to Altun Ha czyli „woda na skale”. Największe, ukryte w dżungli, opuszczone miasto Lamanaj, zostało niedawno odkryte. Prace archeologiczne odsłoniły niewielką część pałaców, świątyń i rezydencji. Są tu również boiska do gry w pelote. – pramatki dzisiejszej koszykówki, siatkówki i piłki ręcznej. Archeolodzy odnajdują rzeźby ze świętego dla Majów kamienia – zielonego jak dżungla jadelitu. To jeden z pięciu kamieni szlachetnych świata obok drogocennych dla naszej cywilizacji: szafiru, szmaragdu, rubinu i diamentu. Na terenie Belize znaleziono głowę Boga Słońca wyrzeźbioną w bryle jadelitu, ważącą prawie 4,5 kilograma.

 

Guma do żucia i motyle farmy

 

Wędrówkę przez pokrywającą ruiny dżunglę umila widok dzikich orchidei, i różnobarwnych ptaków. Nad rzeką, po wodnych liściach, stąpają ptaki Jezusa. Zgodnie z tutejszymi legendami przypisuje się im rolę naszych bocianów- przynoszą dzieci. – Z tej rośliny robi się gumę do żucia – opowiada nasz przewodnik. -Nazywa się -„chico zapote”- jej ugotowaną mleczną żywicę żuli Majowie. Gdy po raz pierwszy została zaprezentowana w Chicago w 1890, mało kto przypuszczał, że stanie się jednym z symboli amerykańskiej cywilizacji. Belize słynie również z bajecznie kolorowych motyli, jest ich tu ponad 600 gatunków. Powstały nawet farmy, na których motyle są hodowane a następnie eksportowane. Farmy można zwiedzać, widok tysięcy najbardziej kolorowych owadów świata robi nieprawdopodobne wrażenie. Administracyjną stolicą kraju jest, maleńkie, liczące zaledwie 7 tysięcy mieszkańców – Belmopan.

Piramida w Altun Ha

 

Prawdziwym centrum życia gospodarczego i społecznego jest Belize City. W często niszczonym przez huragany mieście, zachowało się trochę starej, kolonialnej architektury. Warta odwiedzenia jest, najstarsza w Ameryce Środkowej, anglikańska katedra. Turyści raczej szybko z Beliz City uciekają, tym bardziej, że szczególnie wieczorem, na ulicach bywa niebezpiecznie. Warto wejść do którejś, z prowadzonych najczęściej przez Chińczyków, restauracji i spróbować świeżych owoców morza. Dania te, będące luksusem w Europie i Ameryce, są w Belize czymś codziennym. Nic dziwnego, gdy wracałem wieczorem do hotelu spotkałem na ulicy kilka ogromnych krabów. Po prostu spacerowały sobie po chodnikach .

W restauracjach trzeba uważać na jedną rzecz – piekielnie ostrą przyprawę zwaną habanero. Produkuje się ją ze specjalnej, rosnącej wyłącznie w Belize, odmiany papryczki. Smak ma iście piekielny – kilka kropli habanero dodane do zupy, czyni ją dla nas niejadalną. Tabasco czy arabska harissa smakują przy niej jak miód. Choć Belize to kraj w Polsce mało znany warto wiedzieć, że część tamtejszej dżungli jest polską własnością. To nie żart ani pozostałość po przedwojennej Lidze Morskiej i Kolonialnej. Belize sprzedaje swoją dżunglę każdemu, kto zobowiąże się przekazać zakupiony las pod zarząd szwajcarskiej fundacji. To sposób na jego ocalenie. Swój kawałek kupiło miasto Wrocław i Muzeum Przyrodnicze w Krakowie. Jest jeszcze coś, co łączy nasze kraje- afery finansowe związane z Pierwszym Komercyjnym Bankiem w Lublinie. Zamieszany w nie Sergiej Gawriłow- rosyjski biznesmen, legitymował się paszportem Belize.

 

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top