Afrykańskie drogi i bezdroża, pustynie, dżungle, sawanny, góry od czasów najdawniejszych ludzie pokonywali pieszo, na wielbłądach, konno, a w czasach niezbyt odległych i nam współczesnych samochodami, motocyklami i innymi pojazdami mechanicznymi. Autorka tej fascynującej książki – albumu wybrała się tam z mężem po przygodę i pobicie rekordu Guinnessa, quadami.
Pokonując w ciągu 8 miesięcy podróży przez Kenię, Tanzanię, ponownie Kenię, Malawi, Zambię, Zimbabwe, Botswanę, Namibię, Angolę, Demokratyczną Republikę Konga, Kongo, Gabon, Kamerun, Republikę Środkowoafrykańską, jeszcze raz Kamerun, Nigerię, Niger i Algierię 27.141 km i dwukrotnie pobijając wcześniejszy ( 13.521 km ) rekord Guinnessa trasy przejechanej quadami.
Fotografując, notując, spotykając się z niezliczonymi ludźmi różnych ras, narodów, narodowości i plemion. Poznając niektóre z ich obyczajów, życie, potrawy i napoje. Oglądając z bliska, nierzadko baaardzo, chyba wszystkie najważniejsze afrykańskie zwierzęta, wiele gadów i owadów, okazów flory. Przeżywając liczne, także nie zawsze miłe, przygody.
A następnie opisując to w książce ze znakomitymi, nierzadko wręcz fascynującymi, zrobionymi przez siebie zdjęciami. Była to druga podróż tej pary: Polki z woj. świętokrzyskiego i jej amerykańskiego męża poznanego na greckiej wyspie Korfu, do Afryki. Wcześniejsza, na motocyklu, objęła jednak tylko skrawek tego kontynentu.
„Podczas ośmiomiesięcznego pobytu na Czarnym Lądzie – napisała autorka we wstępie do tej książki – odwiedziliśmy 16 krajów, pokonując 27 141 kilometrów! Oczywiście nie pojechaliśmy tam tylko dla ustanowienia rekordu. Nie warto wydawać pieniędzy, tracić cza czy ryzykować własne zdrowie dla osiągnięcia, które za rok może stać się nieaktualne.
Chcieliśmy sprawdzić swoje możliwości, udowodnić, że damy radę podjąć wyzwanie tego rodzaju. Kiedy wyruszaliśmy z Kenii na dwu błyszczących quadach, nie byliśmy tymi samymi osobami, które zjawiły się w Hiszpanii w podartych spodniach, z twarzami spalonymi słońcem. W trakcie tej afrykańskiej tułaczki dowiedzieliśmy się o sobie bardzo dużo. Przekonaliśmy się, na jak wiele nas stać, lecz również poznaliśmy cechy, z których nie jesteśmy dumni. To była dla nas niezapomniana lekcja pokory i wytrzymałości….”.
W książce są opublikowane równolegle fragmenty dziennika podróży z konkretnymi datami, miejscami i relacjami o tym, co się wydarzyło oraz zdjęcia opisywane ciekawie i niekiedy obszernie. Napisana została bezpretensjonalnie, chociaż dobrze, a już sama faktograficzna strona tekstu wciąga czytelnika i zmusza do dalszej lektury. Z koniecznymi przerwami na obejrzenie towarzyszących mu, świetnych i znakomicie dobranych – czy raczej wybranych z tysięcy, jakie autorka wykonała podczas tej podróży – zdjęć.
Przygód młodzi podróżnicy przeżyli mnóstwo. Jechali przez afrykańskie miasta, miasteczka i wsie, ale częściej bezdrożami, przez dżungle i pustynie, busz, bagna, błota. Pokonywali rzeki nieprawdopodobnie przeładowanymi promami. Poznawali niezliczonych mieszkańców kontynentu od gościnnych, życzliwych i sympatycznych, po tylko czekających na jakieś pieniądze, czy inny „prezent”, aż po podchmielonych, agresywnych czarnych wyrostków.
Ale również innych europejskich podróżników, m.in. młodego Niemca, który zbliżał się do końca dwuletniej podróży, podczas której objechał „cały świat” na rowerze. Oglądali dzikie zwierzęta w ich naturalnym środowisku, w tym w parkach narodowych rzadko odwiedzanych przez Europejczyków. Widzieli nieliczne w krajach, przez które jechali, zabytki i ciekawe budowle, ale także np. w Tanzanii, naskalne malowidła sprzed 3 tysięcy lat.
Przeżyli wiele, nierzadko trudnych przejść z celnikami i służbami paszportowymi na granicach, wymyślającymi różne trudności lub przepisy, byle tylko wyciągnąć od podróżnych trochę pieniędzy. W relacji są sceny nieoczekiwanego spotkania „oko w oko” z gepardem, noclegu w pobliżu stada około setki hipopotamów, czy na kempingu, po którym buszowały słonie łamiąc drzewa.
Ucieczek przed chmarą much tse – tse roznoszących śpiączkę afrykańską i rojem pszczół w gabońskiej dżungli. Przejazdu przez płonący busz i krzewy cierniowe przebijające opony, a także przeżycie silnej burzy piaskowej. Wspólne zdjęcia z dorosłymi lwami i na tle innych afrykańskich zwierząt, ale także ze zjazdu na deskach po piasku pustynnych wydm.
Oboje mieli problemy ze zdrowiem. Banalną grypę, ale także zachorowanie na malarię, zarówno „zwykłą” ( ona ), jak i niezwykle groźną ( on ) mózgową, na szczęście zdiagnozowaną we wstępnej fazie. Awarie pojazdów i trudności z kupieniem do nich benzyny. Okradzenie z kamery filmowej, z nie przeniesionymi jeszcze nagraniami z części podróży.
Niekiedy trudne „współżycie” z mieszkańcami, np. w Demokratycznej Republice Konga, gdy tłum gapiów cały czas obserwował jak rozbijają namiot, przebierają się, gotują posiłek. I żebrzący – wśród nich miejscowy nauczyciel, chociaż ludzie ci nie byli głodni, o cokolwiek: pieniądze, ubrania, jakieś pamiątki. Czy przejazd w chronionym konwoju przez Niger oraz przez algierską Saharę.
Oddam zresztą ponownie głos autorce, cytując kilka fragmentów jej książki:
* „Największym wyzwaniem była jazda podczas burzy piaskowej. Miliony maleńkich igiełek wbijały się pod skórę pomimo ubrań ochronnych. Napięcie elektryczne wytwarzane przez pędzący piasek wysadziło bezpieczniki, straciliśmy światła, quad był tak naelektryzowany, że przy każdym dotknięciu hamulca raził prądem”.
* „Najpierw musiał ( mąż Josh, na granicy Kamerunu ) przejść przez wojskową odprawę, gdzie dał każdemu strażnikowi po dolarze. W żadnym innym kraju nie daliśmy łapówki, jesteśmy tego największymi przeciwnikami, ale tylko sobie wyobraźcie…
Jesteście w środku dżungli, gdzie granicą jest stara belka leżąca na drodze, pracownicy rządowi, wojsko i policja nie dostali wypłaty od ośmiu miesięcy, a odurzeni narkotykami żołnierze z naładowanymi kałasznikami AK-47 mówią, że nie wypuszczą was z kraju, jeżeli im czegoś nie dacie. Co wtedy robić?” Gdy tydzień temu nie chcieliśmy zapłacić, zmusili nas, byśmy dali im trzy razy tyle.”
* „…zatrzymała go ( Josha, w Gabonie ) policja żądając dokumentów, więc wręczył im fałszywe prawo jazdy przygotowane na takie sytuacje. W skorumpowanych krajach trzeciego świata, gdzie policja rządzi się swoimi prawami, zalaminowana kopia dokumentów ( czyli coś, co wygląda jak oryginał, ale nim nie jest ) jest niezbędna.
Zdarza się, że policja w celu rutynowej kontroli zabiera dokumenty, a później nie chce ich oddać bez łapówki. W takich sytuacjach lewe dokumenty bardzo się przydają – gdy negocjacje nie powiodą się, taki dokument można po prostu zostawić. Kazano mu zgłosić się jeszcze tego samego dnia na posterunek, czego Josh oczywiście nie zrobił oszczędzając sobie nerwów i pieniędzy…”.
Jest więc w tej książce zarówno co poczytać, jak i obejrzeć. Oprócz zdjęć, również mapy z trasami przejechanymi w poszczególnych krajach i tablice z informacjami ile kilometrów już przejechali oraz pozostało jeszcze do pobicia rekodu.
AFRYKA QUADEM. PO PRZYGODĘ I REKORD GUINNESSA. Anna Górska – Hogan, zdjęcia autorki. Wydawnictwo Demart, Warszawa 2010, str. 230.