Z okazji otwarcia nowego gmachu Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie na Wybrzeżu Kościuszkowskim 37 oraz obchodzonej w br. 200 rocznicy urodzin Oskara Kolberga (1814-1890), etnografa, folklorysty i kompozytora, odbył się w nim niezwykły koncert zatytułowany MUZYKA ODNALEZIONA – TYGIEL KOLBERGA: BIAŁORUSINI, POLACY I ŻYDZI. Jego organizatorem była ASP i Fundacja Muzyka Odnaleziona zajmująca się badaniem i dokumentowaniem tradycyjnej muzyki wiejskiej Polski, Białorusi i Ukrainy oraz archiwizowaniem i udostępnianiem zbiorów związanych z muzyką tradycyjną. Współorganizatorem koncertu zaś Centrum Kulturalne Białorusi przy ambasadzie Republiki Białoruś w Warszawie.
Podziękowania za udzieloną pomoc organizatorzy skierowali również do domów kultury w Brześciu i Pińsku. W koncercie, który prowadził prof. ASP Andrzej Bieńkowski, malarz, etnograf i pisarz oraz założyciel, w 2012 roku, Fundacji Muzyka Odnaleziona, wystąpiła 6–osobowa grupa śpiewaczek „Z Lasu”, również 6 śpiewaczek zespołu „Czabatuchy” ze wsi Stoszany w pobliżu Pińska oraz Kapela Brodów w nowym składzie i repertuarze.
Polski zespół „Z Lasu” od kilku lat zbiera starą wiejską muzykę od wykonujących je na Białorusi śpiewaczek pamiętających stare pieśni. – W rejonie brzeskim stara muzyka nazywana jest majoka – usłyszeli słuchacze koncertu – i jak wymieni się tę nazwę, od razu wiadomo o co chodzi.
Pieśni te są przez nas zapisywane, nagrywane, a następnie odtwarzane i na tej podstawie powstaje repertuar pieśni zespołu śpiewanych przez chór i solistki. W oryginalnych wersjach językowych, także w gwarze poleskiej i w języku ukraińskim, gdyż i Ukraińcy mieszkają na Polesiu.
Mnie w tym programie zabrakło starych polskich pieśni ludowych śpiewanych przez mieszkających na Białorusi Polaków, zwłaszcza w obwodzie grodzieńskim. Pamiętam słyszane podczas pobytów tam m.in. występy zespołów: „Suzoria” („Gwiazdozbiór”) ze wsi Sopoćkin i „Matulina Pieśnia” z Domu Kultury w Żytomli.
Zespół „Z Lasu” wykonał pieśni obrzędowe śpiewane z okazji świąt i pór roku. M.in. z dawnego powiatu pińskiego I Rzeczypospolitej. Po nich pieśni weselne zwane korowodowymi, zapisywanymi w różnych domach i wykonywane tam w różny sposób.
– Próbowałyśmy – powiedziały śpiewaczki – połączyć różne ich wersje, ale nie udało się to. Musiałyśmy wybrać jedną. Zapowiadający i komentujący ten występ prof. Andrzej Bieńkowski podkreślał, że dzięki zapisywaniu i wykonywaniu tej muzyki, może ona przetrwać. Od kilku lat w dziedzinie tej zachodzi bowiem zmiana pokoleniowa, zanika na wsiach zainteresowanie starą oryginalną muzyką ludową.
Przy czym dotyczy to zarówno Białorusi, jak i Polski oraz Ukrainy. Goście z Białorusi, zespół „Czabatuchy” ze wsi Stoszany, jest już jednym z ostatnich tam tego rodzaju chórów wiejskich. Śpiewa stare pieśni głównie w lokalnych domach kultury. W Warszawie zaprezentował je, w postaci występu całego zespołu oraz solistek – w tematycznym układzie kalendarzowym: wiosna i żniwa, a także pieśni weselne.
Podkreślano, że w białoruskich pieśniach ludowych pamiętany jest okres pańszczyzny. Jednym z przykładów była pieśń o małym dziecku, które matka musiała zostawić gdzieś na polu aby pracować podczas żniw i zainteresował się nim niedźwiedź, nie robiąc mu krzywdy. Temat ten występuje w różnych wariantach.
Jako „wisienkę na torcie” A. Bieńkowski określił, bardzo gorąco przyjmowany, występ Kapeli Brodów kierowanej przez Witolda Brodę, w składzie: para skrzypiec, basetla, kontrabas, cymbały i klarnet. Twórca tego zespołu od wielu lat zbiera i zapisuje starą wiejską muzykę żydowską na Podkarpaciu, przede wszystkim na Rzeszowszczyźnie.
Muzyków, którzy ją niegdyś wykonywali, pochłonął Holocaust. Ale żyją jeszcze, a przynajmniej żyli kilkanaście i więcej lat temu, gdy twórca tej orkiestry zaczął je zapisywać i zbierać, polscy wiejscy muzykanci którzy ją wykonywali niegdyś, lub przynajmniej słyszeli. Ucząc się jej, podobnie jak muzykanci żydowscy, oczywiście ze słuchu.
Przy czym kierujący orkiestrą i grający na skrzypcach Witold Broda podkreślał, że nie była to żydowska muzyka zwana klezmerską, obecnie dosyć popularną, lecz utwory grane głównie na weselach. I ze względu na biedę ludzi angażujących takie orkiestry, przeważnie tylko dwuosobowe, z instrumentami smyczkowymi: skrzypcami i kontrabasem. Rzadziej jeszcze z klarnetem, nie mówiąc już o innych instrumentach.
Kapela Brodów gra w pełniejszym składzie, przy czym należące do niego cymbały należą już do bardzo rzadkich instrumentów. Repertuar zaprezentowany na koncercie okazał się bardzo bogaty i interesujący. Zaś muzyka przetworzona przez artystów piękna i ciekawa. Najpierw była to żydowska muzyka taneczna z Podkarpacia, m.in. mazurki i polka.
Później utwory zapisane przez Oskara Kolberga. Mazur Żydowski, po niej Melodia turecka w ciekawej aranżacji: zaczęły cymbały, do nich dołączył klarnet, a następnie instrumenty smyczkowe, z ostatnim kontrabasem. Był też żydowski mazurek kolbergowski, inny również zapisany przez tego wielkiego etnografa i folklorystę, bez zaznaczenia, że żydowski, ale z wyraźnymi nutami tej muzyki.
Grane zarówno przez cały sekstet, jak i w mniejszym zestawie instrumentów. Tak jak na tradycyjnych, biednych żydowskich weselach. Albo sukcesywnie, np. polka: najpierw żywiołowo na parę skrzypiec, a następnie dołączające do nich pozostałe instrumenty. Czy inny utwór z fragmentami solo na klarnecie lub cymbałach.
Ostatni utwór w programie – po nim był jeszcze inny na bis – okazał się sensacją chyba nie tylko dla mnie. Jak powiedział Witold Broda, melodia ta znana była już od XVI wieku i wykonywana często w kilku krajach europejskich, m.in. na Białorusi. Po czym ktoś w XIX wieku dopisał do niej słowa, a całość stała się… hymnem państwowym Izraela.
Ten udany koncert zakończył, zaimprowizowany „na gorąco” występ obu – białoruskiego i polskiego – chórów pań, które odśpiewały jedną ze starych, ludowych pieśni białoruskich.
Zdjęcia autora.