ISLANDIA: CZY WARTO JĄ POZNAĆ?

Wprawdzie Islandia nie stała się „czarnym koniem” Euro 2016, ale i tak drużyna Wikingów dostarczyła swoim fanom wielu emocji. Jak wygląda wyspa z której pochodzą pogromcy angielskiej drużyny? Przed wyjazdem na Islandię spotkałam się ze skrajnymi opiniami na jej temat. Przecież tam nic nie ma! – mówili jedni, z kolei drudzy twierdzili: Islandia jest piękna! To cud natury! I tę opinię potwierdzają coraz większe tłumy turystów – głównie z Azji – przyjeżdżające na Islandię. Jaka więc jest ta wyspa lodu i ognia? W czerwcu – najcieplejszym i najmniej deszczowym miesiącu – temperatura powietrza nie przewyższa 15 st. Celsjusza. Jeśli więc nie przepadasz za upałami, wybierz się na Islandię. Jeśli lubisz przestrzenie, czyste powietrze i – właściwie poza Reykiavikiem – znikomą liczbę ludzi, poczujesz się tam bosko.

Aby zobaczyć – naprawdę w dużej ilości – wodospady, wrzącą wodę w gejzerach i rzekach,wulkany, lodowce, mnóstwo lawy i przyrodę w czystej postaci – jedź tam koniecznie. Pobyt na Islandii zastąpić może wiele niekoniecznie ciekawych lekcji geografii czy przyrody. O każdej porze roku przydadzą się tam kurtki, a nawet czapki i rękawiczki, ale za to powietrze i woda są krystalicznie czyste, a krajobrazy przepiękne.

Można tam zobaczyć urocze maskonury zwane puffinami, mnóstwo owiec i koników islandzkich, nie mówiąc o wielorybach, fokach, łabędziach, dzikich gęsiach czy stadach rybitw popielatych (Sterna paradisea), które z przeraźliwym krzykiem atakują nieproszonych gości w miejscach ich gniazdowania.

No i te fioletowe łany łubinów – często po horyzont – przypominające lawendową Prowansję. Islandczycy posługują się dość trudnym dla nas językiem, ale widząc te nazwy jakbym ponownie czytała „Władcę Pierścieni” Tolkiena.

Okazuje się, że na Islandii, gdzie zważa się na to aby nie urazić i nie przeszkadzać trollom zamieszkującym liczne rozpadliny i jaskinie, cenią również twórczość polskiego mistrza fantasy, Andrzeja Sapkowskiego.

 

Islandzka Polonia

 

Ta mała wyspa na Atlantyku zajmuje powierzchnię zbliżoną do 1/3 powierzchni Polski, a według danych (styczeń 2016) Islandzkiego Urzędu Statystycznego zamieszkuje ją 332 529 osób. Statystyki pokazują, że populacja będzie prawdopodobnie nadal rosnąć i wkrótce osiągnie jedną trzecią miliona.

Największą grupą wśród obcokrajowców, których 1 stycznia 2016 było w Islandii 26 485, są Polacy – 12 067, stanowiąc 46,6 proc. obcokrajowców w Islandii. Większość z nich znalazła się tu w poszukiwaniu dobrze płatnej pracy. Mimo niespecjalnych zachwytów nad klimatem islandzkim pieniądze muszą być naprawdę niezłe, skoro polscy imigranci są tu już prawie 10 lat i więcej.

Są też na Islandii polskie zakonnice – karmelitanki bose w klauzurowym klasztorze w Hafnafjördur, satelickim mieście Reykjaviku. Siostry są bardzo konkretne i pracowite – zarabiają na swoje utrzymanie pracując w dość obszernym w ogrodzie, czy wytwarzając pamiątki sprzedawane w przyklasztornym sklepiku – ale zawsze chętnie spotykają się z Polakami przyjeżdżającymi do nich w odwiedziny.

Wprawdzie z ogrodu mogą zimą podziwiać zorzę polarną, ale – jak przyznały – najbardziej brakuje im na Islandii polskich marynowanych podgrzybków. Do przyklasztornej kaplicy można przyjść na mszę świętą – od poniedziałku do soboty o godz. 8 i w niedzielę o 8.30 (http://www.karmel.is).

 

Pomiędzy płytami

 

Islandia leży po obu stronach Grzbietu Śródatlantyckiego, w miejscu styku przemieszczających się w przeciwnych kierunkach płyt tektonicznych: Euroazjatyckiej i Północnoamerykańskiej.

Niesamowite wrażenie, kiedy się tak stoi pośród płyt, ze świadomością, że oddalają się one od siebie zaledwie o ok. 22 mm rocznie, ale konsekwentnie i za ileś tam lat w tym miejscu będzie morska głębina. Na razie na dnie rowu jest tylko sypki piasek, a obie płyty łączy mały mostek.

 

          Wyspy Vestmannaeyjar

 

Na Heimaey, jednej z wysp Vestmannaeyjar (archipelag położony 9 km na płd od Islandii), przed 1973 rokiem najbardziej znanym był stożek wulkaniczny Helgafell. 23 stycznia 1973 r. na zboczu góry otworzyła się szczelina, z której trysnęły strumienie lawy. Przecięła ona wyspę na całej długości. Podczas pierwszych dni erupcji ilość lawy i materiału piroklastycznego szacowano na 100 m sześć. na sekundę.

Popiół osiągał w niektórych miejscach grubość 5 m, a potoki lawy w przeciągu dwóch dni utworzyły wysoki na 100 m stożek o nazwie Eldfell (Góra Ognia). Potok lawy zatrzymał się tuż przed portem, bez którego życie na wyspie nie miałoby racji bytu.

Przed ścianami drewnianego kościoła stojącego przy wejściu do portu zatrzymała lawę żarliwa modlitwa wiernych w tymże kościele i – być może – trzydzieści dwie pompy sprowadzone ze Stanów Zjednoczonych, każda o wydajności sięgającej 1000 litrów na sek., które schładzały rozżarzone skały.

Fontanny lawy sięgały wysokość 600 m, a pióropusz dymu 9 km. Wybuch trwał 158 dni, aż do 29 czerwca 1973 r. Relacjonował te wydarzenia m.in. Olgierd Budrewicz, który jako jedyny polski dziennikarz dostał w tym czasie pozwolenie na przyjazd na Heimaey. Podczas tego wybuchu wypłynęło z wulkanu blisko 250 mln m sześć. lawy, a na miasto spadło 25 mln m sześć. popiołu i żwiru.

Wulkan podwyższył się do 227 m, a lawa spływająca do oceanu zwiększyła powierzchnię wyspy o ok. 20 proc. Mimo ciągłego ryzyka wybuchu wulkanów (sejsmolodzy uważają, że w okolicy wulkanu Katla wzrasta częstotliwość występowania zjawisk sejsmicznych) i wystąpienia potężnych, niszczycielskich powodzi, dzięki takiemu położeniu Islandia korzysta wyłącznie z naturalnych źródeł energii.

 

Puffiny

 

Poza maskonurami na Wyspach Vestmannaeyar są kolonie ok. 30 gatunków ptaków. Maskonury, zwane tu puffinami, można zobaczyć w naturze lub w Akwarium, muzeum, gdzie poza wypchanym albatrosem na wejściu, lisem polarnym i innymi nieżywymi już stworzeniami przemieszczają się – jak kurczaki – trzy oswojone maskonury.

Tam też pokazano w jaki sposób poluje się na te podobno smaczne ptaki, łapiąc je w sieci jak motyle. Większość światowej populacji maskonurów rodzi się na Islandii. Na wyspach Vestmannaeyjar prowadzi się badania polegające na zliczaniu jaj oraz wylęgających się małych. Potem młode maskonury dostają elektroniczne urządzenia do śledzenia tras ich lotów. Badania prowadzone są również na Ingólfshöfði i wyspie Papey.

 

Dzień Niepodległości

 

W Reykjaviku znaleźliśmy się 17. czerwca, gdy Islandczycy świętują Dzień Niepodległości uczestnicząc w paradach, koncertach i festynach. Dzieci – często w tradycyjnych strojach – z buziami wymalowanymi w barwy narodowe, biegały z chorągiewkami i balonami. Również wiele kobiet założyło tego dnia tradycyjne stroje i całkiem zgrabne czapeczki z frędzlem.

W stolicy Islandii można spokojnie poświęcić co najmniej dwa dni na zwiedzanie, zjedzenie w budce w starym porcie najtańszej chyba w mieście i porządnej porcji Fish&chips za ok. 1600 islandzkich koron, czy najlepszego w mieście hot doga – sprzedawanego w zwykłej budce, przed którą stoi zwykle spora kolejka.

Tę budkę z hod dogami rozsławił m.in. Bill Clinton, zjadając swoją porcję bułki z kiełbaską. Warto wejść do otwartej w maju 2011 roku Sali Koncertowej i Centrum Konferencyjnego „Harfa”, które w 2013 roku otrzymało najbardziej prestiżową nagrodę Miesa van der Rohe w nowoczesnej architekturze europejskiej. Piękna jest zarówno w dzień jak i w nocy.

 

         Czarna plaża, rękawiczki i Błękitna Laguna

 

Słynna czarna islandzka plaża, rozciągająca się pomiędzy Dyrholaey i Vik, uznana została za jedną z 10. najpiękniejszych plaż Europy. Czarny piasek plaży, znanej z pionowych bloków skalnych, zwanych Zębami smoka, w słońcu rozgrzewa się bardzo szybko i przyjemnie byłoby na nim poleżeć, gdyby nie lodowaty wiatr i woda. Wieje niemożebnie.

Na Islandii lodowata woda nie przeszkadza jednak miejscowym. Panie z miejskiej plaży w zatoce koło Reykjaviku weszły do wody raźno, tylko że w skarpetkach i rękawiczkach (!). Ale Islandia, to przecież gorące źródła, a więc na koniec to, o czym słyszał chyba każdy – Błękitna Laguna – największe SPA świata na otwartej przestrzeni.

Mimo ceny sięgającej – jak na mój gust – granicy zdrowego rozsądku (60 euro; od godz. 19 taniej o 5 euro) rzeczywiście warto. Lecąc samolotem na Islandię widziałam niedaleko lotniska niepozorne obłoki pary. Z dołu widać, że para unosi się nad mleczno turkusową laguną, którą wypełnia cudownie ciepła, miejscami dobrze gorąca woda.

Po wejściu przez bramki (znowu spotykamy pośród obsługi Polaków), można siedzieć w wodzie nawet i cały dzień, ale naprawdę wystarczą 2-3 godziny, żeby się cudownie zrelaksować i wygrzać. Dno jest raczej równe, tylko gdzieniegdzie jakiś drobny żwir nieco przeszkadza. Na wszystkim osadza się delikatna glinka z minerałami.

Prawie każdy pobiera bezpłatny peeling (czarny) lub maseczkę (biała) roznoszone w miseczkach przez obsługę i nakłada sobie na twarz. Wyglądamy dość idiotycznie, ale co tam. Słyszę rozmowę dziewczyn, które cieszą się, że wreszcie są w miejscu, które tyle razy podziwiały w internecie: Zapomnijmy o cenie i cieszmy się życiem! Skorzystałam z tej rady.

 

Zdjęcia: autorka i Grzegorz Micuła

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top