Nietypowe było drugie wrześniowe spotkanie klubowe z cyklu „Goście Globtrotera”. W całości bowiem poświęcone zostało Olgierdowi Budrewiczowi.
Zmarłemu dwa lata temu dziennikarzowi, pisarzowi, podróżnikowi i varsavianiście, autorowi licznych książek i niezliczonych reportaży oraz korespondencji niemal z całego świata, artykułów oraz felietonów.
Członkowi honorowemu SD-P „Globtroter”. Atrakcją tego Wieczoru Budrewiczowskiego był ukończony niedawno film dokumentalny o życiu i twórczości seniora polskiego reportażu turystycznego. A także jego córka, Ewa Budrewicz – Wałaszewska.
Gościliśmy również grono jego przyjaciół, wśród nich m.in. Stefana Bratkowskiego, wieloletniego prezesa, a następnie prezesa honorowego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, do którego należy lub w przeszłości należała część koleżanek i kolegów „globtroterowców”. 40-minutowy film dokumentalny nakręcony został przez naszego klubowego kolegę Artura Mościckiego, zarazem w nim narratora.
Przy wydatnej pomocy, zwłaszcza w zakresie dokumentacyjnym, współzałożyciela naszego Stowarzyszenia i jego wiceprezesa Grzegorza Micuły.
W filmie, który zaczęto kręcić jeszcze w ostatnich miesiącach życia Olgierda, a wykorzystano również stare taśmy filmowe i liczne zdjęcia, wystąpili, dzieląc się wspomnieniami o jego bohaterze, zarówno inni „globtroterowcy”.
Wspomnę m.in. także nestora polskiego dziennikarstwa turystycznego, również członka honorowego SD-P „Globtroter” Ryszarda Badowskiego, wieloletniego wiceprezesa Jarosława Kreta, a z młodszego pokolenia Magdę Micułę. Zaś z osób znanych, chociaż nie związanych z naszym Stowarzyszeniem prof. prof. Andrzeja Blikle, sławnej warszawskiej firmie rodzinnej którego Budrewicz poświęcił jedną ze swoich książek i Marka Kwiatkowskiego.
A także wydawca Janusz Fogler, wspomniany Stefan Bratkowski, podróżnik i touroperator Marek Śliwka, Krystyna Goldbergowa, śpiewak operowy Wiesław Ochman i inni. Film rozpoczyna krótka autoprezentacja Olgierda Budrewicza: „Przez czterdzieści osiem godzin byłem aplikantem sądowym w warszawskim wydziale karnym, ale podałem się do dymisji jak zobaczyłem jak ta praca wygląda.”
A następnie chyba ostatnia z jego najbardziej znaczących książek „Byłem wszędzie”, do której narracja w filmie wraca kilkakrotnie. Gdy oglądałem ten fragment filmu przypomniał mi się moment, gdy gratulowałem mu tej książki, którą wcześniej otrzymałem z wydawnictwa do recenzji. Olgierd dziękując podkreślił jednak, że jej tytuł nie pochodzi od niego, lecz narzucił mu go wydawca.
Dodając: przecież nie byłem we wszystkich krajach świata, których jest ponad 220, lecz zaledwie w stu sześćdziesięciu paru. Wiesz – zrewanżowałem mu się – mnie w redakcji też zmieniono tytuł recenzji tej książki. Jakoś „Żoliborz i reszta świata” nie spodobał się. A przecież oddawał on doskonale jej treść, Twoje, niemal co chwila, odniesienia w niej do Warszawy.
A ściślej rodzinnego Żoliborza z którym związany jesteś przez całe życie. Widok miasta zburzonego gdzieś w Peru przez trzęsienie ziemi kojarzył Ci się w powstańczą i popowstańczą Warszawą. Rozmowy z Polonusami na Antypodach ze sprawami żoliborskimi. I tak co chwila w tej dosyć opasłej i bogato ilustrowanej książce.
Z filmu poznaliśmy wiele ciekawych, mało znanych szczegółów życia i twórczości Olgierda. – Podróże zagraniczne – opowiada na ekranie Rysiek Badowski – Olgierd zaczynał jako palacz na statku. Przypominając też znaczące tytuły prasowe, w tym „Przekrój”, w których publikował on swoje relacje i reportaże ze świata.
Od Stefana Bratkowskiego widzowie dowiedzieli się, że wiernym czytelnikiem Olgierda był najdłużej pełniący tę funkcję w PRL premier Józef Cyrankiewicz. Hamował on zapędy „likwidatorskie” wszechwładnego szefa Biura Prasy KC PZPR Artura Starewicza któremu bardzo przeszkadzało, że Budrewicz pisuje o przygodach w różnych krajach, a nie o ich problemach politycznych zgodnie ze wskazaniami partii.
Jarek Kret wspominając wspólne z Olgierdem podróże oraz udział w telewizyjnym Klubie Sześciu Kontynentów podkreślał m.in. że sławny podróżnik i dziennikarz rzadko notował, gdyż miał doskonałą pamięć. Prof. Marek Kwiatkowski przypomniał inny, też mało znany fragment biografii Olgierda: jego fascynację sportem i grę w piłkę nożną zakazaną przez Niemców w czasie okupacji, nawet w rozgrywkach ogólnowarszawskich.
Te i inne relacje nakładają się w filmie na fragmenty jeszcze czarno – białych kronik, np. z Amazonii w 1963 roku, później kolorowych filmów podróżniczych. No i autobiograficzne wypowiedzi nakręcone w ostatnich miesiącach życia podróżnika w jego mieszkaniu, jak i wcześniejsze, odszukane gdzieś w filmowych archiwach.
Wspomnę o jednej – krótkiej opowieści Olgierda o tym jak został powstańczym dziennikarzem w sierpniowej Warszawie 1944 roku. Pod jakimś kioskiem z wodą sodową znaleziono płaską maszynę drukarską. Możliwe stało się więc wydawanie powstańczych biuletynów. „Chodziłem – wspomina Olgierd na ekranie – po powstańczych placówkach i zbierałem relacje oraz informacje”.
Mówi spokojnie, jak gdyby chodziło o rzecz banalną. I jeszcze jedno, z wielu wspomnień, o tym, jak zaraz po wojnie został w „Wieczorze Warszawy” reporterem warszawskim – miasta, które nie istniało. Film kończy się scenami likwidacji archiwów, biblioteki i rzeczy jakie pozostały po jego bohaterze, w związku ze sprzedażą domu na Żoliborzu. Dla mnie dosyć przejmującymi, przypominającymi w sposób trochę brutalny, że wszystko przemija.
Dobrze więc, że powstał ten, udany – co warto podkreślić – film. Świadectwo o człowieku i czasach coraz mniej interesujących nasze zinformatyzowane i ztabloidyzowane współczesne młode pokolenie. Po wyświetleniu filmu, za który jego autorom, a uczestnikom za obecność na pokazie, podziękowała córka Olgierda Ewa Budrewicz – Wałaszewska, jego bohatera wspominało kilka spośród obecnych osób. Także już po zakończeniu części oficjalnej wieczoru, w kuluarach przy lampce wina.
Zdjęcia autora