Elbasan, jedno z zabytkowych, historycznych miast Albanii położone w jej centrum, należy do największych obecnie w kraju. Liczy bowiem około 130 tys. mieszkańców.
Dla porównania: stołeczna Tirana ma ich, w zależności od źródeł, od 600 do 800 tys., a drugie po niej, a zarazem największy port Durrës, nieco ponad 150 tys.
Jest zarazem jednym z najstarszych, chociaż założone zostało przez Rzymian na skrzyżowaniu ważnych szlaków handlowych nad rzeką Shkumbini „dopiero” w 1 w n.e. i nazwane Scampa. Później znane było jako Albanopolis. A obecną nazwę nadał mu w 1466 roku turecki sułtan Muhammad II.
Wówczas jednak, już od tysiąca lat, Elbasan było silnie umocnione. Broniąc się przed zagrożeniem ze strony barbarzyńców, wcześniejsze fortyfikacje znacznie wzmocniono i rozbudowano w IV wieku wznosząc 26 wież i bastionów. Ta potężna twierdza z kilkumetrowej wysokości kamiennymi murami, bastionami i bramami, zachowała się w znacznym stopniu do naszych czasów, stanowiąc sporą część współczesnego miasta.
W pobliżu głównej bramy do niej znajduje się rozległy plac i zaczyna jego nowa część. Stoi na nim pomnik artysty Usta Isufa Myzyri ( 1881 – 1956 ), są budynki administracyjne, placówki handlowe i domy mieszkalne. Najciekawsza jest jednak część miasta w obrębie murów. To plątanina i mozaika wąskich uliczek i zaułków, domów mieszkalnych nawet z XVII wieku.
W pobliżu murów stoi wysoka, kamienna wieża zegarowa. Są łaźnie – hamamy, w tym jedna zamieniona w restaurację reklamującą się wielką metaloplastyką nietoperza w miedzi i wiele parterowych lub piętrowych. Oczywiście nie brak i zabytków sakralnych. Jest wśród nich najstarszy w mieście Meczet Królewski z 1492 roku. Zamknięty przez komunistów w 1967 i ponownie udostępniony wiernym w 1990 roku.
A niedaleko od niego również zabytkowa ortodoksyjna katedra Albańskiej Autokefalicznej Cerkwi Prawosławnej p.w. Shën Maria – Najświętszej Marii. Zwiedzając Elbasan miałem trochę szczęścia. Usłyszałem w pewnym momencie, że dwie zakonnice katolickie rozmawiają po włosku, a oprowadza je miejscowa przewodniczka.
Gdy rzuciłem parę słów w tym języku, zaproponowano mi, abym się do nich przyłączył. Okazało się, że jedna z zakonnic jest dyrektorką miejscowej szkoły katolickiej, a druga wizytatorką z Rzymu. Wspólnie obejrzeliśmy bogate wnętrza prawosławnej katedry, najstarszego meczetu oraz kilka innych budowli i zaułków. A później padła propozycja przewodniczki: mamy w mieście jeszcze trochę zachowanych, bardzo starych domów. I jeżeli będą ich gospodarze, to może pozwolą je nam obejrzeć.
Udało się. W starym drewnianym, piętrowym domu w niewielkim ogrodzie z wiekowymi drzewami, grządkami warzyw i rabatami kwiatów, zastaliśmy gospodynię. Macedonkę w mocno średnim wieku, z rodziny osiadłej w Elbasanie od pokoleń. Gdy dowiedziałem się o tym od przewodniczki, powitałem ją w jej ojczystym języku. Rzuciła mi się ze łzami na szyję, bo nie spodziewała się usłyszeć od cudzoziemców z zachodu macedońskiego.
A ja miałem kiedyś kolegę – macedońskiego poetę, więc pamiętam jeszcze kilka strzępów jego wierszy, parę słów mowy potocznej też utrwaliło mi się w pamięci. Macedoński jest zresztą bardzo bliski językowi bułgarskiemu. W Bułgarii przez wielu uważany wręcz za dialekt tamtejszego języka. A nim posługiwałem się niegdyś nie najgorzej i coś mi z tego pozostało.
Daszmira – tak miała gospodyni na imię – opowiedziała nam historię swojej rodziny. Ten stary drewniany dom, prawdopodobnie z XVII wieku, kupił jej pradziad, gdy przeniósł się do Elbasanu z rodziną ze wsi Bore w Macedonii. Było to przecież wówczas to samo państwo – Imperium Otomańskie. W tym domu urodził się jej dziad, matka i ona z kilkorgiem rodzeństwa. Została w nim sama. Dom jest skromny.
Tylko dwa pokoiki z kuchenką, do których wchodzi się z ogrodu po schodach na niewielki taras. Ale zadbane, z pamiątkami rodzinnymi na ścianach i meblach, ceramiką, haftowanymi poduszkami, lalkami itp. Zupełnie jak małe, domowe muzeum. Przyjęci zostaliśmy gościnnie, słodyczami i czymś do picia. Daszmira, mimo iż na co dzień posługuje się albańskim, zachowała także język przodków. Bardzo nie chciało mi się od niej wychodzić…
Zdjęcia autora.