Pandemia koronawirusa spowodowała nieoczekiwane zmiany na polskich granicach. Na jej początku opublikowaliśmy relację z pogranicza polsko – czeskiego w Dolinie Kłodzkiej. Obecnie zaś refleksje z dawnej „granicy przyjaźni” na Nysie Łużyckiej w Zgorzelcu, o której po wejściu Polski do strefy Schengen praktycznie zapomnieliśmy.
Maj 2014
O zachodzie słońca widok na kościół Świętego Piotra i Pawła w Görlitz jest fantastyczny. Za Nysą Łużycką majestatycznie piętrzy się ogromna bryła świątyni. Ponad stulecie trwała budowa tego późnogotyckiego pięcionawowego kościoła ukończonego w 1515 roku, do którego pod koniec XIX wieku dobudowano dwie strzeliste wieże o wysokości 84 metrów. Podziwiamy ten cud średniowiecznej architektury z brzegu rzeki po stronie polskiej w Zgorzelcu. Stąd roztacza się piękny widok na Starówkę Görlitz. Zgrabne kształty starych kamieniczek odbijają się w wodach leniwie płynącej Nysy, a ostatnie odblaski słońca dodają uroku tego przepięknego miejsca na styku Polski i Niemiec.
Po kilkugodzinnym spacerze postanawiamy zjeść kolację w restauracji „Piwnica Staromiejska” przy moście staromiejskim łączącym oba miasta. Most, zniszczony przez Niemców w 1945 roku odbudowany został dopiero w 2004 roku i od tego czasu tysiące mieszkańców obu miast i turystów dziennie przekracza granicę w obie stron. Rok wcześniej władze bliźniaczych miast podpisały deklarację o utworzeniu Europa-Miasto (Europastadt), a parę lat później ubiegały się wspólnie o przyznanie tytułu Europejskiej Stolicy Kultury, Lokal jest pełen, ponad setka gości różnych narodowości delektuje się kuchnią, smakuje trunki, jest gwarno i wesoło.
Przeważają przybysze z Niemiec – turyści, ale też mieszkańcy kamieniczek z naprzeciwka, którzy przyszli po sąsiedzku napić się dobrego piwa i przy okazji zaoszczędzić parę złotych (w przeliczeniu). Po kilkunastominutowym oczekiwaniu znajdujemy wolny stolik na tarasie. Piękny widok na rzekę i przeciwny brzeg. Na małym półwyspie po stronie niemieckiej elegancki lokal na terenie starego młyna, tam jest też niemiecki słup graniczny, powyżej malownicze kamieniczki, a nad wszystkim góruje potężny kościół Św. Piotra i Pawła.
Po stronie polskiej na terenie naszego ogródka piwnego też znajduje się słup graniczny w biało-czerwonych barwach. Obok budka straży granicznej w tych samych barwach dla ozdoby. Przed budką duża tablica z napisem: „PAS DROGI GRANICZNEJ WEJŚCIE ZABRONIONE”. Też dla ozdoby, taki relikt z PRL-u…myślałem. Tak było w 2014 roku. Wtedy w czerwcu odbyliśmy piękną podróż wzdłuż granicy. Zgorzelec, Görlitz, Zittau, Hradek nad Nisou, Bogatynia, Frydland, Harahov, Szklarska Poręba – taki slalom między polskimi, niemieckimi i czeskimi miastami w ciągu jednego dnia. Często nie zauważaliśmy, kiedy przekraczamy „granice” i po jakimś czasie orientowaliśmy się na terenie jakiego kraju jesteśmy.
Maj 2020
Koniec maja A.D. 2020. Jestem znowu w Zgorzelcu. Zakwaterowałem się w bardzo sympatycznym hoteliku przy Bulwarze Greckim biegnącym wzdłuż Nysy Łużyckiej. Wystarczy otworzyć okno w pokoju, żeby usłyszeć śmiech bawiących się dzieci lub rozmowy przechodniów po drugiej strony granicy. Idę na kolację do mojej ulubionej restauracji „Piwnica Staromiejska”. Tym razem żaden problem ze znalezieniem wolnego stolika w ogródku. Na wejściu umieszczono informacje o maksymalnej liczbie gości – 22. To chyba pobożne życzenie obłożenia, gdy obserwuję pustki w środku. Klientów jest czterech na dwóch stolikach, ja zajmuję trzeci. Zgodnie z przepisami zachowana jest odległość dwóch metrów między stolikami, karteczka z napisem „ZDEZYNFEKOWANO” na stoliku. Zamawiam sałatkę z chrupiącymi krewetkami podaną na szpinaku z dipem holenderskim.
Czekając na realizację zamówienia piję piwo i podziwiam widoki po niemieckiej strony. Ostatnie promienie słoneczne pieszczą surową bryłę kościoła. Odwracam wzrok w stronę mostu staromiejskiego i jego lustrzanym odbyciem w wodach rzeki wraz z kolorowymi sylwetkami średniowiecznych kamieniczek, co stanowi idealną harmonię między architekturą i naturą. Jest spokojnie i cicho…aż nienaturalnie cicho, bez gwaru turystów i innych przechodniów między dwoma miastami. Na tle kwiatów widzę sylwetkę żołnierza, który pełni wartę na moście. Tablica z napisem „PAS DROGI GRANICZNEJ WEJŚCIE ZABRONIONE” na terenie tarasu restauracyjnego nadal jest obecna, ale już nie jest ozdobą. Za chwilę perfekcyjna obsługa serwuje kolację i rozkoszuję się egzotycznymi smakami.
Widok na swoją kolację, karteczkę „ZDEZYNFEKOWANO”, powieszoną maseczkę i Starówkę Görlitz w tle uwieczniam na zdjęciu. Pewnie za jakiś czas będzie miało wartość historyczną. Idę do granicy z Niemcami. Ona fizycznie istnieje. Przy podejściu do mostu staromiejskiego stoi wojskowy namiot. Żołnierz i żołnierka uzbrojeni w karabiny ochraniają ten strategiczny obiekt. Są uprzejmi, pozwalają dojść do samego końca naszej Ojczyzny. Młoda dziewczyna, która w mundurze i z kałachem wygląda nawet seksi, ma skupiony wyraz twarzy i widać, że jest bardzo zaangażowana w misji obrony granicy państwa. Most staromiejski w połowie jest przegrodzony żelaznymi kratami. Na nich znak zakazu wjazdu oraz piktogram z przekreślonym przechodniem i napisem „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”.
Stąd do Starówki Görlitz tyko widok…przejścia nie ma. Widok na Zachód w dosłownym sensie zza kraty. Przez parę tygodni w czasie pandemii Niemcy były niedostępne też dla Polaków, którzy pracują i uczą się tam na co dzień. Właśnie w tym miejscu odbyły się jedne z największych protestów przygranicznych. Pozostałością po nich są białe i czerwone róże przyczepione do krat – już wyschnięte, ale jakże wymowne. Całość wygląda trochę abstrakcyjnie i sprawia bardzo ponure wrażenie. Inna tabliczka na kratach z napisem ARTE (nazwa firma której własności są te kraty) skłania mnie do pewnych refleksji. Można popatrzyć na to jako na instalację artystyczną, którą autor pokazuję przechodniom swoją surrealistyczną wizję jak mogła by wyglądać granica polsko-niemiecka. gdybyśmy wystąpili z Unii. Taki Mur Berliński w wersji soft.
Z drugiej strony kraty brak przedstawicieli służby mundurowych sąsiedniego państwa. Od czasu do czasu podchodzą pojedyncze osoby, patrzą na Polskę zza kraty, czasami fotografują. W pewnym momencie podeszli dwaj młodzi mężczyźni – lekko ubrani i ciągnący walizki. Zbliżając się do kraty spytali żołnierzy po polsku, czy tędy można przejść. Tłumaczyli, że czekali w pięciokilometrowym korku samochodowym i po paru godzinach przesunęli się tylko o kilometr. Postanowili zostawić samochód w Görlitz i przejść na piechotę, bo szkoda im czasu. Po odmownej odpowiedzi poszli szukać przejścia gdzie indziej. Rano jem śniadanie dokładając co jakiś czas pyszności ze szwedzkiego stołu.
Hotel nie łamie przepisów oferując klientowi wyżywienie w formie bufetu, bo…jestem jedynym gościem. Okazuje się, że obiekt ten został otwarty w styczniu licząc na gości przede wszystkim z Niemiec, a tu po dwóch miesiącach – tsunami pandemii. Ale właścicielka jest dobrej myśli, że to niedługo się skończy i odrobią straty. Przez otwarte okno widać dwóch wędkarzy po drugiej strony Nysy i słychać ich rozmowy, widać rowerzystów, spacerujących seniorów czy dzieciaki z tornistrami idące do szkoły. W linii prostej dzieli mnie od nich 70-80 metrów. Ale dla mnie to daleka zagranica. Bo nie pracuję ani się nie uczę w Niemczech i gdybym się udał na drugą stronę rzeki, to z powrotem wysłano by mnie na 14-dniową kwarantannę.
Próbuję wyobrazić sobie, co czują teraz byli włodarze Görlitz i Zgorzelca, którzy podpisali 8 lipca 2003 deklarację o utworzeniu Europa-Miasto (po niemiecku Europastadt). Cztery lata później po wejściu do strefy Schengen nawet formalna kontrola graniczna została zniesiona. Pewnie najbardziej śmiała wyobraźnia nie mogła przewidzieć takich skutków pandemii koronawirusa. Ostatni raz podróżowałem za granicę 5 i 6 marca, kiedy w ciągu 17 godzin 3 razy przekraczałem granicę z Czechami. Po wprowadzeniu 14-go marca kontroli na granicach i praktycznie zamknięciu ich stwierdziłem, że to był wyjazd zagraniczny „za pięć dwunasta”. Teraz zastanawiam się, na jakim etapie powrotu do normalności w kwestii wyjazdów zagranicznych jesteśmy? Czy już jest „za pięć dwunasta”?, czy jeszcze nie?
Zdjęcia autora