TAK BLISKO, TAK CIEKAWIE. SPŁYW KAJAKOWY LEWĄ SKRWĄ
Chociaż jeszcze wyglądamy wiosny, warto już pomyśleć o letnim spływie.
Pojezierze Gostynińsko – Włocławskie, to miejsce rzadko odwiedzane przez turystów, choć położone blisko dużych aglomeracji miejskich. Z Łodzi, czy z Warszawy można tu dotrzeć samochodem w niespełna dwie godziny. Poza nielicznymi ośrodkami wypoczynkowymi, jest to nadal dziewiczy teren. Mając trochę inwencji nie trudno zaplanować wiele ciekawych tras turystycznych, a w trakcie wędrówek mieć bezpośredni kontakt z dziewiczą przyrodą Można się tu wybrać na całodzienną wycieczkę pieszą, rowerową lub popłynąć kajakiem i nie spotkać innych turystów.
Jedną z ciekawszych i wyjątkowo atrakcyjnych tras kajakowych jest dolny odcinek Skrwy Lewej. Jest to niewielka rzeka, mająca źródła na południe od wsi Łanięta, na wysokości 128 m n.p.m. Po pokonaniu odległości 42, 8 km wody tej rzeki uchodzą do Wisły, a właściwie do Zbiornika Włocławskiego utworzonego na królowej polskich rzek. Ujście znajduje się w okolicach wsi Soczewka, na wysokości około 60 m n.p.m. Średni spadek rzeki jest dość duży i wynosi więc 1,12%.Na niektórych odcinkach Skrwa ma charakter rzeki górskiej, aby na innych płynąć leniwie, spokojnie. Jest rzeką graniczną, rozdziela dwie ważne krainy historyczne Mazowsze i Kujawy.
Rzeźba terenu w dorzeczu Skrwy Lewej jest urozmaicona, ukształtowana została ona przez potężny lądolód, w trakcie zlodowacenia środkowopolskiego. Stąd duże deniwelacje terenu i zróżnicowana jego rzeźba. W trakcie penetracji tego terenu często napotykamy na liczne wzgórza i pagórki wydm, kemów bądź ozów. To tutaj znajduje się największy w Polsce oz, czyli długi, wąski, pofałdowany i stromy piaszczysty wał uformowany przez wody wypływające spod lądolodu. Oz Gostyniński, popularnie zwany „Dybanką”, tworzy kręty, wijący się wał o długości ponad 14 km. Kulminacja jego sięga 121,3 m n.p.m. Ciągnie się on od okolic Gostynina na północny – wschód, wzdłuż doliny Skrwy Lewej. U jego podnóża w rynnie polodowcowej powstały jeziora: Czarne, Kocioł, Bratoszewo.
Z kolei wydmy tworzą ciągi wzgórz np. Góry Krucze lub pojedyncze pagórki jak Kobyla i Patrolowa Góra. Pomimo, że jesteśmy na płaskim i równinnym Mazowszu, w wielu miejscach poczuć możemy się jak w niezbyt wysokich górach.
Działalność lądolodu przyczyniła się do powstania licznych jezior. Na tym niewielkim obszarze, niezbyt popularnego pojezierza jest ich ponad 60. Jedno z największych to Jezioro Lucieńskie, położone jest na północ od Gostynina w głębokiej rynnie polodowcowej. Powierzchnia jego wynosi 208 ha, rozciąga się na linii południowy – wschód północny – zachód i jest to nietypowy układ dla jezior rynnowych w Polsce. Zazwyczaj rozciągają się one z północy na południe, zgodnie z kierunkiem poruszania się lądolodu. Akwen ten ma prawie 4 km długości. Wypożyczając kajaki w jednym z położonych nad Jeziorem Lucieńskim gospodarstwie agroturystycznych można rozpocząć spływ do ujścia Skrwy do Wisły. Pływanie po jeziorze Lucieńskim ma swoje zalety. Jest tu strefa ciszy i na wodzie nie wolno używać silników spalinowych. Poza kajakarzami, z uroków jeziora od czasu do czasu korzystają też żeglarze i windsurfingowcy. Często wieją tu sprzyjające dla nich zachodnie wiatry.
Bardzo nieliczni, co odważniejsi kajakarze decydują się na piękny, ale bardzo wyczerpujący całodzienny spływ Skrwą. Trasa nie jest długa, ale wybitnie uciążliwa. Spływ dostarcza jednak niezapomnianych wrażeń i emocji. Bez wątpienia tym, którym udało się pokonać rzekę na długo, a może i na zawsze, pozostanie w pamięci. Jej pokonanie daje uczestnikom spływu, każdorazowo, bardzo wiele satysfakcji i radości.
Dopóki rzeka będzie nieuregulowana i nieuporządkowana uczestnicy spływu napotykać będą na liczne przeszkody. Skrwą pływałem kilkukrotnie. Trasa spływu to zaledwie około 20 km.
Na odcinku po wypłynięciu z jeziora Lucieńskiego zaliczyliśmy ostatnio 82 przenoski kajaka !!! Wysiłek fizyczny wielki, zmęczenie ogromne, lecz piękno rzeki wynagradza wszystkie trudy. Absolutnie każdy z uczestników spływu stwierdził, że warto było pokonać te trudy i poznać z poziomu rzeki te piękne, dziewicze tereny.
Dla mnie Skrwa Lewa to jedna z najpiękniej meandrujących rzek w Polsce. Bywały miejsca, w których przez ponad pół godziny solidnie wiosłowaliśmy i dość szybko płynęliśmy, a wydawało się nam , że znów jesteśmy w niedawno mijanym miejscu. Okazywało się, że nie myliliśmy się, to wody rzeki ostro zakręcając, zmieniają kierunek, zrobiliśmy zwrot o prawie 180o i ponownie znajdowaliśmy się w znanym już nam wcześniej miejscu.
Ale zanim spotkały nas te przygody musieliśmy wypłynąć z jeziora Lucieńskiego na Skrwę i tu czekała nas już pierwsza przenoska. Akwen ten należy do zlewiska Skrwy Lewej, podobnie jak położone w pobliżu jeziora: Białe, Sumino, czy Drzesno, ale nie ma bezpośredniego połączenia z rzeką. Połączenie takowe możliwe jest tylko przy wyjątkowo wysokich stanach wód, co zdarza się raz na kilka lat. Z pierwszej przenoski byłem wyjątkowo zadowolony. Zdałem sobie sprawę, że gdyby wody Skrwy bezpośrednio wpadały do jezior Lucieńskiego byłoby ono dużo bardziej zanieczyszczone. W rzece niestety płyną duże ilości zanieczyszczeń przemysłowych i komunalnych z Gostynina, a także z Lucienia. A tak zbiornik ten pozostaje w miarę czystym akwenem wodnym, z uroków którego bez obaw mogą korzystać wędkarze, turyści i wczasowicze.
Stan wody w rzece jest bardzo zmienny, w wielu miejscach Skrwa jest zbyt płytka by nią płynąć, wtedy pozostaje holowanie brzegiem kajaków lub uciążliwe przenoski. Zazwyczaj spływam Skrwą w maju lub w czerwcu, kiedy opady są największe, a przez to stan wody w rzece jest stosunkowo wysoki. Jednak nie zawsze ratuje to przed przenoskami, bywa tak, że kajaki trzeba przenieść kilkaset metrów, często po łące. Niby miło i przyjemnie, ale gdy łąka porośnięta jest bujnymi pokrzywami to radości jest trochę mniej. Na pokonanie takich przeszkód niewielu kajakarzy się decyduje, więc wybierając się na spływ możemy być pewni, że nie spotkamy innych miłośników spływów.
W trakcie wyprawy mamy nieustający ptasi koncert, cały czas słyszymy ptasie trele. Ptakom towarzyszą uciążliwe komary i muchy. W tych dzikich ostępach, odludnych miejscach spotkać można dziki, sarny, jelenie, a czasami przy dużym szczęściu uda się zobaczyć potężnego łosia. Nad głowami przelatują bociany, żurawie, czaple siwe, łabędzie, a na odkrytej przestrzeni nad śródleśnymi łąkami widać na niebie sylwetki krążących i czujnie spoglądających w dół drapieżników: bielików, jastrzębi i myszołowów.
W wodach Skrwy można dostrzec wiele gatunków ryb. Natomiast bardzo rzadko spotyka się wędkarzy. Niestety w pobliżu siedzib ludzkich są też miejsca, w których miejscowi chłopi rozciągają w poprzek koryta rzecznego sieci. Jeszcze niedawno spotkanie w wodach Skrwy raków nie było rzadkością, lecz od kilku lat już ich tu nie widziałem.
Przy odrobinie szczęścia i zachowaniu ciszy zobaczyć można wydry lub bobry. Tych ostatnich jest tu naprawdę dużo. Jeżeli w trakcie spływu nie spotkamy tych zwierząt to na pewno zobaczymy efekty ich działalności. Natkniemy się na bobrze żeremia, ścięte przez nie wielkie pnie drzew, tamy postawione w poprzek cieku oraz charakterystyczne zgryzy.
Po minięciu ostatnich zabudowań w Klusku wpływamy na najbardziej malowniczy odcinek rzeki. Tu zaczynają się prawdziwie dzikie krajobrazy. Nie docierają tu żadne odgłosy cywilizacji, słychać jedynie przyrodę. Mamy odczucie, że wpływamy na tereny, w które zupełnie nie ingeruje człowiek. Jesteśmy cały czas w sercu Gostynińsko – Włocławskiego Parku Krajobrazowego. Podziwiamy wspaniały krajobraz polodowcowy, wysokie piaszczyste wydmy porośnięte są starym lasem. Dolina Skrwy mocno wcina się w otaczające ją wzgórza, urzekają nas ich strome zbocza o wysokości dochodzącej do 10 – 15 metrów.
Wystarcza chwila nieuwagi, wpływamy w bystry nurt rzeki, kajak zawadza o schowany pod wodą pień i ….. wywrotka. Po niespodziewaniej kąpieli suszymy się w promieniach słońca.
Od czasu do czasu wpływamy na śródleśne polany i łąki. Brzegi rzeki porośnięte są tu roślinnością szuwarową, podziwiamy: pałki szerokolistne, mozgę trzcinową i strzałkę wodną.
Wzdłuż doliny Skrwy wiedzie jeden z najciekawszych szlaków turystycznych, prowadzący z Gostynina poprzez: Helenów, Lucień, Klusek Biały i Krzywy Kołek do Soczewki. Jest on równie rzadko uczęszczany jak trasa kajakowa. Jesienią, gdy w lasach pojawiają się grzyby można tu ich nazbierać wielkie ilości. Rzadko kto zapuszcza się w te odległe od siedzib ludzkich rejony. Trasę szlaku pieszego można przejechać na rowerze. Taka przejażdżka dostarcza bardzo wiele emocji i adrenaliny, bowiem ścieżki są wyjątkowo wąskie, kręte, często zatarasowane przez powalone drzewa, a skarpy wydm stromo opadają do dna doliny. Cały czas trzeba oganiać się przed wyjątkowo natrętnymi i spragnionymi krwi komarami.
Ponownie wpływamy w ogromne zielone tunele, korony wielkich drzew zasłaniają cały nieboskłon. Z trzech stron od góry i po bokach otacza nas tylko zieleń bujnej przyrody: drzew, krzewów, traw i porostów. Zauroczeni jesteśmy tą nierzeczywistą, wyjątkową, filmową scenerią. Nie chce się jej opuszczać, lecz niestety czas nagli. Przed nami jeszcze kilka godzin solidnego wiosłowania. Jedyne ślady człowieka na jakie natrafiamy to widoczne gdzieniegdzie puste o tej porze roku karmniki dla dzikich zwierząt. W wodzie rzeki przemyka płynący zygzakiem zaskroniec. Ma uniesioną nad wodą głowę, a na niej charakterystyczne dwie żółte plamki. Znów pojawiają się malownicze meandry, mocno podcięte brzegi koryta rzecznego. W wodzie widoczne są potężne korzenie drzew, trzeba na nie uważać, aby ponownie nie wywrócić kajaka.
Czeka nas teraz solidna porcja gimnastyki. Konary zwalonych drzew zwisają nisko nad rzeką, nie chcąc robić kolejnych przenosek nisko schlamy głowy i grzbiety, aby nie zawadzić o wystające drzewa. W ten sposób pokonujemy kolejne tego typu przeszkody. Czasami takie przepłyniecie pod przeszkodą bywa bolesne, gdy głową lub plecami zawadzimy o gałęzie. Nie zawsze udaje się pokonać ją w ten sposób, czasami trzeba usiąść okrakiem na powalonym konarze i przepchnąć pod nim pusty kajak. Przy niektórych przeszkodach wskakujemy w ubraniach do wody i przeciągamy przez nie nasze kajaki.
Dopływamy do kolejnego charakterystycznego punktu spływu, jesteśmy przy niewielkim rozlewisku, w tym miejscu znajdował się przed laty młyn wodny, położony w pobliżu Krzywego Kołka. Dziś nie pozostały po młynie już żadne ślady. Mamy tu jedną z niewielu chwil przeznaczonych na zasłużony odpoczynek. Na moment zaglądamy do oddalonego o 100 m słynnego rancha „Krzywy Kołek”. Znajdowała się tu kiedyś kultowa baza studencka należąca do Akademickiego Klubu Jeździeckiego z Łodzi działającego przy BPiT „Almatur”. Baza lata świetności ma dawno za sobą. Dziś zobaczyć tu można pozamykane i zabezpieczone dawne budynki mieszkalne, gospodarcze oraz stajnię. Do końca lat 80. XX stulecia, w okresie studenckich wakacji tj. od lipca do września organizowane tu były studenckie obozy jeździeckie. Dziś pozostały tylko wspomnienia.
Czas nas coraz bardziej naglił, zrobiło się już późne popołudnie, więc najwyższa pora ruszyć na ostatni odcinek naszego spływu. Zaraz po starcie czekają nas kolejne przeszkody, znów wchodzimy do wody, aby przeciągnąć kajaki przez zwalone pnie drzew, znów pochylamy mocno karki, aby wcisnąć się pod powalone drzewa. Częstotliwość tych przeszkód zwiększa się, a siły już mocno nadwątlone. Odwrotu nie ma, płyniemy dzielnie dalej. Słońce na nieboskłonie pomału już kończy swoją dzisiejszą wędrówkę, a my wpływamy na koleją dużą łąkę. Brzegi Skrwy porośnięte są wysokimi szuwarami, w których kryją się przed nami perkozy i łabędzie. Na horyzoncie widać ambony myśliwskie, wszak są to doskonałe tereny łowieckie. W końcu jest wypatrywany od dawna niewielki, nowy mostek, to znak, że za chwilę wpłyniemy na wody jeziora Soczewka. Nad naszymi głowami mewy i rybitwy zwiastują większy akwen wodny. Jezioro ma ponad 2 km długości. Jest to jeden z najstarszych sztucznych zbiorników wodnych w Polsce. Został on wybudowany ponad 150 lat temu, w latach 1848 – 1853. Wcześniej pracowały tu 4 młyny wodne w: Moździerzu, Sapie, Soczewce i Sosze.
W 1842 roku warszawski bankier Jan Epstein zakupił stare, wybudowane kilkaset lat wcześniej młyny i po utworzeniu sztucznego zbiornika o powierzchni 33,50 ha stworzył duży zakład papierniczy. W owym czasie była to największa papiernia w Królestwie Polskim. Surowiec do produkcji papieru stanowiły stare szmaty, które dostarczane były tu barkami płynącymi Wisłą. Wszystkie działające w fabryce maszyny poruszane były turbinami napędzanymi przez wodę. W wybudowanej hydroelektrowni działały początkowo 3 turbiny, w 1872 roku ich łączna moc wynosiła 116 KM, później uruchomiono czwartą turbinę i moc elektrowni wzrosła do 235 KM.
Jezioro Soczewka jest wąskie, jego maksymalna szerokość nie przekracza 300 m. Zachodni brzeg jest wyższy, ulokowano na nim ośrodki wypoczynkowe. Na obu brzegach jeziora widzimy licznych wędkarzy. Po kilku godzinach samotności i obcowania z przyrodą powróciliśmy do cywilizacji. Płyniemy na północny koniec jeziora, aby stąd dopłynąć do Wisły, do Zbiornika Włocławskiego trzeba przepłynąć jeszcze 1,5 km i pokonać jeszcze jedną przeszkodę jaką stanowi tama spiętrzająca wody Skrwy Lewej. Woda w Skrze rozlewa się do dwóch oddzielnych koryt i uchodzi dwoma oddzielnymi kanałami: wschodnim i zachodnim. Przy zachodniej odnodze w latach 90. XX wieku wybudowano Małą Elektrownię Wodną.
Ujściowe kanały obu odnóg którymi Lewa Skrwa uchodziła do Wisły zostały bardzo poważnie zmienione, po wybudowaniu Zbiornika Włocławskiego na Wiśle. Ten największy powierzchniowo ( 75 km2 ) i drugi pod względem objętości sztuczny zbiornik wodny w Polsce budowano w latach 1963 – 1970. Ma on około 45 km długości i rozciąga się od Włocławka, gdzie wybudowano tamę i hydroelektrownię, po Płock. Szerokość zbiornika waha się od 500 do 1210 m. Zbiornik pełni różnorodne funkcje: retencyjną, energetyczną, rekreacyjną.
Zmęczenie fizyczne daje o sobie mocno znać. Teraz dopiero przyglądamy się odniesionym kontuzjom. Mamy zerwane paznokcie u nóg, poranione stopy i piszczele, mocno poobcierane plecy, rozcięte głowy, liczne siniaki, pęcherze na nogach i dłoniach, bąble po ukąszeniach komarów i much. W trakcie wywrotki kajaka zamoczyliśmy i bezpowrotnie uszkodziliśmy telefony komórkowe i aparat fotograficzny. Dla większości uczestników spływu najbliższa noc była bezsenna, spędziliśmy ją na przysłowiowym „lizaniu ran”. Jednak żaden z uczestników imprezy nie miał najmniejszej wątpliwości, czy warto było przeżyć tę przygodę. Wszyscy byliśmy szczęśliwi, usatysfakcjonowani i zadowoleni z przeżytej przygody. W głowach pojawiały już plany kolejnych spływów, wycieczek rowerowych i innych eskapad, które pozwolą poznać kolejne piękne i w dużym stopniu nadal dziewicze Pojezierze Gostynińskie.
Zdjęcia: Jarosław Fischbach