CZECHY: W KRAJU KARLOWARSKIM

Turystyczne atrakcje kraju (województwa) karlowarskicgo w zachodnich Czechach, były tematem międzynarodowego, polsko – łotewskiego wyjazdu prasowego zorganizowanego przez warszawskie przedstawicielstwo Czech Tourism, które zajmuje się również promocją turystyki do Czech w krajach nadbałtyckich, we współpracy z administracją tego województwa. Naszą bazą było najsłynniejsze czeskie uzdrowisko Karlowe Wary, a w nim skromny, ale dobry i świetnie położny, dosłownie „o rzut beretem” od głównego deptaku, hotel „Slovan”. W ciągu pięciu dni miejscowa przewodniczka, dodam, że znakomita, inż. Elena Hávová, pokazała uczestnikom tej study tour to, co jest tam najważniejsze i najcenniejsze.

 

Chociaż, mimo bardzo intensywnego programu z reguły kilkunastogodzinnego dziennie, zobaczenie wszystkiego co jest tego warte, okazało się niemożliwe.

Samych uzdrowisk jest tam bowiem pięć, z których „zaliczyliśmy” cztery najbardziej znane.

Zaś ciekawych miejscowości, zamków, kościołów, słynnych fabryk czy rezerwatów przyrody, lub po prostu przepięknych górskich widoków, jest mnóstwo i to na każdym kroku.

 

 

 

RELIKWIARZ ŚW. MAURA I MUZEUM FRYDERYKA CHOPINA

 

W Karlowych Warach zapoznaliśmy się przede wszystkim z ich częścią uzdrowiskową, bo mają one również mieszkalno – przemysłową. Mimo iż poprzednio byłem w nich w sierpniu ub. roku i to ponad tydzień poświęcony na zwiedzanie również okolic, zobaczyłem w nich sporo nowego.

Obejrzeliśmy piękne widoki uzdrowiska i jego okolic „z lotu ptaka” – z góry Diana, spod pomnika Piotra I, a także z Jeleniego Skoku. Byliśmy również w dwu, dostępnych dla turystów, szeroko znanych w świecie zakładach przemysłowych: hucie szkła i wytwórni kryształów Moser oraz likierów Becherovka.

Na terenie zaś kraju karlowarskiego – w okolicach głównego uzdrowiska, na zamku Bečov, którego główną, chociaż nie jedyną atrakcją jest sławny gotycki relikwiarz św. Maura oraz ekspozycja poświęcona jego odkryciu i przywracaniu mu dawnej świetności. Tylko pół dnia mieliśmy, niestety, na zobaczenie drugiego słynnego uzdrowiska – Mariańskich Łaźni.

A w nim poza częścią uzdrowiskową, pijalniami wód mineralnych w kolumnadach, kilkoma innymi zabytkowymi budowlami i parkiem, także muzeum Fryderyka Chopina, Parku Miniatur Boheminium oraz Śpiewającej Fontanny.

 

PRZEPIĘKNY CHEB

 

Zdecydowanie zbyt mało czasu organizatorzy przewidzieli na pobyt w przepięknym, historycznym i zabytkowym mieście Cheb. Tylko przy jego głównym placu oraz w jego najbliższym otoczeniu są bowiem dziesiątki wartych dokładniejszego poznania budowli. Nie mówiąc już o tamtejszym zamku. W ogóle program ułożony był na zasadzie: pokazać jak najwięcej, nawet „po łebkach”.

Bo to zachęci do następnych przyjazdów, przynajmniej w najciekawsze miejsca, zarówno dziennikarzy jak i turystów, którzy przeczytają ich relacje. Można i tak, chociaż wolę mniej ekspresowe tempo zwiedzania. Zwłaszcza, że zasługiwała na nie praktycznie każda miejscowość, muzeum czy miejsce w którym byliśmy.

A tylko w części z nich nie pozostawał niedosyt wrażeń. Na spokojniejszą realizację naszego programu, nie mówiąc o jeszcze czymś więcej, potrzebne byłyby dodatkowe dwa, minimum jeden dzień. Zobaczyliśmy jednak naprawdę dużo.

Co łatwej mi ocenić, gdyż w co najmniej połowie z nich już w przeszłości byłem, chociaż niekiedy bardzo dawno.

I niemal każda zasługuje na bardziej szczegółową prezentację, których cały cykl zapowiadam już wkrótce.

Bo na razie piszę tylko ogólną relację z tego szalenie ciekawego wyjazdu. Kontynuuję więc.

 

 

DROGA PRZEZ BAGNA I MARIA SKŁODOWSKA – CURIE

 

Przeszliśmy też spory kawał ścieżki edukacyjnej przez torfowiska w rezerwacie przyrody SOOS w pobliżu Chebu. Zwiedziliśmy uzdrowisko, miasto i park Franciszkowe Łaźnie (Františkové Lázne). A następnie pojechaliśmy w Rudawy, do czwartego uzdrowiska w tym regionie, Jachymova. Radonowego, związanego z działalnością naszej rodaczki Marii Skłodowskiej – Curie.

Po drodze zatrzymując się w mieście Ostrov, w którym znajduje się dawny duży zamek z rozległym parkiem i sporo innych ciekawych zabytków. Na kolację jadąc tego dnia do górskiego, również historycznego i malowniczego ośrodka Boži Dar, w którym mieszka czeski narciarz – mistrz olimpijski Lukáš Bauer.

Program zakończyliśmy w odległym od Karlowych Warów o 14 km miasteczku Loket (Łokieć) nad Ohrzą, słynnym przede wszystkim z omywającej go, jak pętlą, rzeki, zabytkowego zamku z kazamatami, związanego z królem i cesarzem Karolem IV (1316-1378) oraz paru innych zabytów.

To z tego zamku władca wyjeżdżał na polowania w okoliczne puszcze, odkrywając przy okazji m.in. miejsce gorących, leczniczych źródeł oraz zakładając późniejsze i obecne uzdrowisko, które przyjęło jego imię.

Dlatego rok bieżący upływa w Karowych Warach pod znakiem jubileuszu 700-lecia urodzin Karola IV.

 

 

BROWAR I PUCHARKI DO PICIA LECZNICZEJ WODY

 

Obok największej w nich kolumnady – pijalni wody mineralnej, przy deptaku, ustawiono wykonany ze wzmacnianego piasku jego posąg. A w wielu miejscach w gablotach są informacje o jubileuszowych imprezach związanych z obchodami tej rocznicy.

Wróćmy jednak do Loktia. Byłem w nim cały dzień w sierpniu ub. roku i pomimo potwornego upału – w cieniu było chyba 38ºC – zdążyłem obejrzeć dosyć dokładnie zarówno zamek jak i inne zabytki miasteczka, obchodząc je całe, wspinając się na wieże itp. Nie starczyło mi jednak czasu na odwiedzenie miejscowego browaru św. Floriana działającego od XIV wieku.

Organizowane są w nim – w jednej z nich uczestniczyliśmy – kolacje dla turystów z pieczeniem prosiaków oraz występami artystycznymi. Do obejrzenia w przy browarowym muzeum jest także największa kolekcja czeskich pucharków do picia leczniczej wody źródlanej. Ale to już kolejny temat, do którego wrócę w osobnej relacji.

Nasz południowy sąsiad – Czechy – mają, poza Pragą, która należy do światowych atrakcji turystycznych, także setki, a nawet tysiące wartych poznania zabytkowych miast, zamków, pałaców, muzeów, rezerwatów przyrody itp. Niekiedy na głębokiej prowincji, ale zasługujących nawet na specjalną podróż.

 

WARTO POZNAWAĆ CZECHY !

 

Poznaję ten kraj już od grubo ponad pół wieku. Znam nieźle jego historię, chyba już większość przynajmniej najcenniejszych zabytków i jako-tako język. Byłem w nim wielokrotnie, ale za każdym razem, także w trakcie tej dziennikarskiej podróży, odkrywam coś nowego, ciekawego, niekiedy wręcz zaskakująco fascynującego. I zachęcam do tego innych.

Chociaż mimo bliskości Czech i większości ich regionów, podróże do nich sprawiają niekiedy niespodzianki. O ile bowiem główne drogi są już bardzo dobre, a także boczne mają niezłą nawierzchnię, to jednak wiele jest wąskich, krętych i prowadzi przez niezliczone wsie i miasteczka. Co, oczywiście, wydłuża czas podróży.

Nie lepiej jest również na trasach dojazdowych z Polski. Np. najkrótszej, licząc w kilometrach, trasy dojazdowej, chociażby z Wrocławia do Karlowych Warów przez Pragę, raczej nie polecam. Znacznie szybciej można bowiem dojechać, nadkładając trochę kilometrów, trasą okrężną.

Piszę o Wrocławiu, gdyż on był punktem zbornym polskiej 8-osobowej części dziennikarskiej grupy, do którego uczestniczki i uczestnicy zjechali z Warszawy, Krakowa i Poznania, bądź, w jednym przypadku, byli miejscowi. Aby dalej pojechać niewielkim, wynajętym autobusem, do którego szóstka Łotyszy dołączyła już na miejscu.

 

OKRĘŻNĄ TRASĄ Z PRZYGODAMI

 

Oni przylecieli z Rygi do Pragi samolotem i dalej do Karowych Warów pojechali rejsowym autobusem.

My zdecydowaliśmy się na jazdę autostradami przez Niemcy.

Najpierw polską A 4, następnie niemieckimi obok Gőrlitz, Budziszyna, Drezna i Chemnitz, a w drodze powrotnej nawet z pominięciem odcinka obok tego ostatniego miasta.

A na pozostałych, kilkudziesięciokilometrowych odcinkach od autostrad do celu, lokalnymi, ale niezłymi drogami niemieckimi i czeskimi. Niestety, na polskiej autostradzie dwukrotnie musieliśmy stracić mnóstwo czasu i zmieniać plany, łącznie z koniecznością wymiany biletów kolejowych, przez gigantyczne, 2-godzinne korki.

Wystarczyły bowiem wypadki, a zdarzają się one tam podobno bardzo często, aby „najszybsza droga” stała się murem nie do przebicia i nie do ominięcia, bo przeważnie w takich sytuacjach nie ma jak z niej zjechać i szukać objazdu. Ale to był jedyny mankament tego wyjazdu.

Wszystko pozostałe, łącznie z dobrym zakwaterowaniem, świetnym transportem, wyżywieniem i pogodą, która dopisała, okazało się znakomite. A o tym, co w miejscach, w których byliśmy, warto zobaczyć, napiszę już bardziej szczegółowo wkrótce.

 

Zdjęcia autora

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top