Polacy chętnie wyjeżdżali na Ukrainę, na nasze dawne Kresy i dalej do Kijowa, Odessy i na Krym. Teraz Krym zajęła Rosja, a na wschodzie tego kraju trwa wojna. Czy dzisiaj wyjazdy na Ukrainę są bezpieczne i czy warto się tam wybrać się turystycznie? Jakie są w tej sytuacji perspektywy turystyki na wschodzie dla Polaków? O turystyce na wschodzie rozmawiam z Waldemarem Ławeckim z warszawskiego Biura Turystycznego BEZKRESY.
Grzegorz Micuła: Wyspecjalizowaliście się w wyjazdach na wschód, do dawnych krajów post sowieckich. Jak dzisiaj wygląda ten kierunek i możliwości wyjazdów turystycznych?
Waldemar Ławecki: Zaczynaliśmy organizować wyjazdy niedługo po rozpadzie ZSRR i było to spore wyzwanie, bo trzeba było jakby zaczynać od nowa – już nie z „pociągiem przyjaźni” i nie w celach handlowych oraz nie do miejsc wyznaczonych przez „opiekunów”. Należało zacząć tworzyć programy na normalnych, realnych podstawach dla autentycznych turystycznych grup.
Oczywiście ponieważ hasło „Kresy” było dominującym w naszych wyprawach, dlatego pierwsze odkrywania naszych niegdyś ziem, pałaców, kościołów, dworów było niezwykle emocjonalne, sentymentalne. Ludzie jeździli do miejsc swej młodości, do odebranych im domów i majątków, do kurortów, gdzie oni i ich rodzice odpoczywali i reperowali zdrowie w modnych sanatoriach.
W następnych latach obserwowaliśmy jakby wyciszanie się emocji i bardziej racjonalne, turystyczne odkrywanie uroków ziem naszych sąsiadów. Zaczęła także jeździć młodzież, gdyż regularnie podnosił się standard hoteli, restauracji i wszystkich innych atrakcji niezbędnych dla turysty. Od początku zeszłego roku wszystko zmieniło się.
Nasze zaawansowane przygotowania do uruchomienia kolejnego czarteru na Krym, dokąd Polacy licznie i często wyjeżdżali – upadły wraz z potęgowaniem się protestów na Majdanie. Nikt z naszych turystów nie pojechał na Krym, a tylko nieliczni odważali się odwiedzać zachodnią Ukrainę.
Natomiast kraje nadbałtyckie, a przede wszystkim Litwa była tym kierunkiem, który wprawdzie z lekkim wahaniem, ale cieszył się niewiele mniejszą od dotychczasowej frekwencją. Za to o dziwo – ludzie nie bali się jeździć na Białoruś i wręcz liczba uczestników wypraw w tym kierunku zwiększyła się.
G.M.: Waszą specjalnością były wycieczki na Ukrainę, a zwłaszcza na Krym zagarnięty obecnie przez Rosję.
W.Ł.: Krym przestał być destynacją dla wypoczynku po jego zajęciu przez moskiewskie zielone ludziki. Sytuacja była tak bardzo niepewna, że nawet nikt nie próbował myśleć o wypoczynku tam. Zresztą nie było wiadomym, czyj to kraj, jaka obowiązuje waluta, czy nadal można wjechać i to bez wiz, czy może należy je wyrabiać w ambasadzie rosyjskiej w Warszawie?
Nie latały samoloty, a i sytuacja na przejściach granicznych nie zachęcała do podróżowania. Znajomy pilot z Przemyśla opowiadał o grupce śmiałków, którzy jednak wybrali się tam jesienią zeszłego roku i pobyt na Krymie bardzo sobie chwalili. Było pusto w hotelach i restauracjach, ludzie życzliwie obserwowali ich, porobili dużo korzystnych zakupów, wykonali mnóstwo zdjęć z miejsc, gdzie zwykle tłok to uniemożliwiał.
Po czym na Przesmyku Perekopskim już przy wyjeździe z Krymu jacyś panowie z długą bronią, w nieoznakowanych zielonych mundurach pozwolili im przejść pieszo przez granicę na ukraińską ziemię i ……. nie pozwalając obejrzeć się za siebie, strzelaniem skłonili do szybkiego biegu. Nie wiedzieli i ponoć do tej pory nie wiedzą – do kogo mają zwrócić się z prośbą o zwrot rzeczy, paszportów i samochodu. Jeśli nawet nie do końca jest to prawda, to taka sytuacja wydaje się być bardzo prawdopodobną.
A przynajmniej obrazuje psychozę jaka towarzyszyła planom krymskich podróży. Ponadto zestrzelenie malezyjskiego samolotu nad Ukrainą postawiło kropkę nad i. Zaprzestano planować nie tylko wyprawy na Krym czy Ukrainę, ale odwoływano wyloty na Kaukaz czy do Azji Centralnej, bo bano się, że korytarz przelotu wiedzie nad terenami objętymi walkami. I nie skutkowały zapewnienia, że nasi piloci dużo wcześniej omijali ogniska walk.
G.M.: Jakie jest zainteresowanie polskich turystów wyjazdami na Ukrainę i możliwości w kontekście wojny na wschodzie tego kraju?
W. Ł.: Po zeszłorocznej zapaści i strachu przed wyjazdami, sytuacja mimo niewielkich zmian na wschodzie kraju – wraca do normy. Ludzie chyba zaczęli uświadamiać sobie, że Ukraina to wielki kraj o powierzchni niemal dwukrotnie przekraczającej obszar naszego kraju, gdzie zachód Ukrainy jest bardziej oddalony od Donbasu niż od Berlina. Dlatego odwiedziny naszych kresowych ziem są bezpieczne i można tam spokojnie podróżować.
Zaczęły się zapisy i osób indywidualnych na proponowane przez nas typowe trasy, jak też zamawiają wyjazdy grupy, często dla konkretnych potrzeb, wg konkretnej „marszruty”. Niestety oprócz konieczności przezwyciężania strachu pojawiają się inne istotniejsze niedogodności. Otóż drogi ukraińskie – zawsze kiepskie – zaczynają być wręcz nieprzejezdne. Jakość dróg, asfaltu kładzionego łopatą, łatania dziur w niedawno naprawianych innych łatach, jeszcze przed Euro 2012 niepokoiła kibiców.
Ale wówczas zdołano się z tym uporać i przynajmniej główne drogi dojazdowe do miast ze stadionami, były w miarę przyzwoite. Dziś, po kolejnej już zimie, wyraźnie widać, jaka przepaść dzieli Ukrainę od nie tylko Europy, ale także, co zaskakuje naszych turystów, od Białorusi, gdzie nie lubiany u nas Łukaszenko zadbał o jakość dróg do tego stopnia, że Białoruś może świecić przykładem, jak powinny wyglądać nawet lokalne drogi.
Planując jakikolwiek przejazd na Ukrainie, należy dokładnie sprawdzić stan dróg i przewidywać przynajmniej dwukrotnie dłuższy czas podróżowania od np. zakładanego przez Google. Wiele wsi i miast jest wręcz odgrodzona od innych miejscowości, bo ilość dziur albo zmusza do odwrotu albo powoduje, że przemieszczanie się pieszego jest szybsze niż pojazdu, który uważać przy tym musi, aby nieuszkodzony w ogóle dojechał.
Otwory kanalizacyjne pod skradzionymi przykrywami, stają się przy ogromie dziur zupełnie nieistotnym drobiazgiem. Jeszcze innym problemem, coraz bardziej utrudniającym życie nie tylko Ukraińcom, ale także przyjezdnym jest wszechogarniająca korupcja. To że była od zawsze – niby wiedzieliśmy, ale nie żyjąc tam na co dzień, nie odczuwaliśmy jej niedogodności. Teraz także z powodu szalejącej inflacji, nie można być pewnym żadnych cen.
Kasjerka sprzedająca bilet na pociąg każe sobie płacić dodatkowo za jego wystawienie (oczywiście bez żadnych podstaw i całkiem na lewo), kierowca lokalnego autobusu sprzedając droższy bilet od razu tłumaczy, że taniej to było wczoraj. Towary w sklepie zmieniają ceny w trakcie naszych zakupów, a jedynie jako kuriozalną ciekawostkę mogę przytoczyć pytanie wchodzącego do toalety – jaka dziś jest u was cena? W odpowiedzi usłyszał – „u nas stabilnie: hrywna pięćdziesiąt”. Jednocześnie to, że ceny częstokroć nie nadążają za inflacją, może być interesującym powodem do odwiedzin sąsiadów.
Ceny bywają (dla nas) śmiesznie niskie. Kupujący zachwycać się mogą tym, że cena dobrego np. lwowskiego piwa jest poniżej jednej złotówki, że pół litra dobrej pszenicznej wódki to teraz wydatek rzędu dwa pięćdziesiąt, a przyzwoite krymskie wina można kupić także poniżej trzech złotych. Na bazarze pszczelarze sprzedają swe miody po 3$ za litrowy słój albo mniejszy za dwa złote pięćdziesiąt groszy. Pytanie tylko – jak długo to potrwa?
G.M.: Jak radzicie sobie w tej trudnej sytuacji i dokąd wysyłacie turystów?
W.Ł.: Ponieważ tak „Bezkresom”, jak i innym biurom, mającym w swych ofertach wschodnie kierunki brakuje chętnych do wyjazdów, musieliśmy (zresztą już znacznie wcześniej) znaleźć alternatywne propozycje. Poznaliśmy cały Kaukaz z Armenią, Gruzją i Azerbejdżanem, kraje Azji środkowej z Uzbekistanem, Kirgistanem, Tadżykistanem, Kazachstanem, Turkmenistanem, ale również z Mongolią.
Proponujemy turystom w różnych konfiguracjach programowych te kraje, ale również Iran oraz kraje europejskie byłego socjalistycznego „obozu” – Węgry, Rumunię, Czechy, Słowację i ich sąsiadów. Ale najważniejszy jest zawsze Klient. Dzięki temu, że dobrze obsłużyliśmy na „naszych” kierunkach wiele grup z firm, szkół i różnych instytucji, teraz przygotowujemy dla nich także specyficzne, nietypowe zamówienia.
Dzięki zdobytemu doświadczeniu i licznym kontaktom, możemy z powodzeniem zorganizować wyjazd na Monte Cassino, „Szlakiem Generała Maczka”, objazd Grecji, wyjazd na Wyspy Sołowieckie, na Kołymę, Kamczatkę, do Katynia, czy zorganizować konferencję w Berlinie lub zrobić motywacyjne spotkanie na Malcie. No i wciąż mamy nadzieję, że nasze społeczeństwo wzbogaci się i stać będzie naszych rodaków na liczne i częste wyjazdy do różnych zakamarków świata, przynajmniej w takim stopniu jak obserwujemy to np. u Niemców.
G.M.: Dziękuję za rozmowę.
Więcej o ofercie biura na: www.bezkresy.pl