PODRÓŻE GLOBTROTERA: BRAMA GÓR ŚWIĘTOKRZYSKICH

Region Gór Świętokrzyskich był celem pierwszego w br. wyjazdu studyjnego kilkunastu „globtroterowców”. Zimą jakoś mamy mniejszą motywację do ruszania się z domowych pieleszy, zwłaszcza na wycieczki krajowe. Ale nas, dziennikarzy – podróżników, nie zniechęca nic. Nawet nie najlepsza, nietypowa pogoda, jaka panuje w Polsce o tej porze roku. Dlatego ochoczo ruszyliśmy na zwiedzanie. Zatrzymaliśmy się w Suchedniowie, dokąd zaprosił nas hotel „Paradiso” (ul. Harcerska 12), w którym mieliśmy bazę wypadową do zwiedzania okolicy. Jest on położony w lesie, niedaleko stąd do zalewu. Ma wygodne zaplecze konferencyjne i gastronomiczne.

 

Nam podczas kolacji towarzyszyły dźwięki poloneza. Obok restauracji, w sali balowej, młodzież ćwiczyła przed studniówką. Od razu uspokajam gości szukających spokoju. Przy hotelowym parkingu posadowiono drewnianą karczmę, ale odbywające się w niej liczne imprezy nie przeszkadzają gościom w wypoczynku. Karczma może pomieścić do 1000 osób. W środku zbudowano ogromne grillowisko i piec chlebowy.

Są wygodne, drewniane stoły i ławy, scena i oczywiście miejsce do tańczenia. Nic, tylko biesiadować. Zwiedzanie Suchedniowa nie zajęło nam zbyt wiele czasu. Zimą nie ma tu wielu atrakcji. Latem to co innego. Ładnie zagospodarowany zbiornik wodny w centrum jest wyśmienitym miejscu do wypoczynku.

 

Muzeum Orła Białego

 

Niedaleko Suchedniowa, w Skarżysku – Kamiennej, warto wpaść do Muzeum Orła Białego. Są tu ekspozycje z II wojny światowej i okresu powojennego. W środku znajdziemy mundury, broń ręczną, liczne pamiątki. Imponujące są zbiory na zewnątrz muzeum. Na obszernym terenie stoją czołgi, kuter torpedowy ORP „Odważny”, samochody wojskowe, transportery opancerzone.

Jest nawet czołg T-34, który sławę zdobył jako „Rudy” w serialu „Czterej pancerni i pies”. Do wojskowego samolotu transportowego można nawet wejść i usiąść za sterami. Niby stoi mocno zakotwiczony w ziemi, ale adrenalina była… Wszystkich zachęcam do zwiedzania tego muzeum z przewodnikiem. ¬Nam opowiadał tak ciekawie, że zainteresował nie tylko lubiących militaria kolegów. I nawet w deszczu chciało się tam spędzić kolejną godzinę.

 

Ciepło w Lodowni

 

To nie ja obszar między Szydłowcem, Suchedniowem i Skarżyskiem Kamienną nazwałam poetycko bramą Gór Świętokrzyskich. Zrobił to Artur Ludew, burmistrz Szydłowca. Na miłej rozmowie o mieście i okolicach spotkaliśmy się w domu weselnym Lodownia (ul. Browarska 6). Skąd ta nazwa? Otóż na terenie obiektu znajdują się autentyczne mury starej lodowni przemysłowej.

Przechowywano tam słód do produkcji piwa, beczki z tym trunkiem, a także wyrąbywany zimą w pobliskim jeziorku lód, który do lata składowano tu na sianie. Mury są teraz w ruinie, ale właściciele Lodowni snują plany stworzenia w ich obrębie Spa. Czy są realne, przekonamy się za kilka lat. Burmistrz zapewniał nas, że Szydłowiec jest bardzo wygodnym miejscem do życia, bo wszędzie jest blisko. O tym, że miał całkowitą rację przekonaliśmy się podczas spaceru.

 

Z burczybasem pod pachą

 

Spacer zaczęliśmy od pięknie odnowionego renesansowego zamku, posadowionego na sztucznej wyspie. Okolony jest on autentyczną fosą. Był siedzibą magnackich rodów Szydłowieckich, Radziwiłłów i Sapiehów. Dziś w zamku mieści się Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych. To atrakcja, której nie warto przegapić! Jedyne takie w kraju muzeum powstało w 1968 r. Zebrano w nim ponad 3 tys. eksponatów.

Sale są podzielone na regiony. Są tu popularne na Śląsku gajdy – instrument dudowy, który w zespole brzmiał w towarzystwie skrzypiec. Z jednych gajd można było utrzymać rodzinę. Gajdosz nie musiał dmuchać w nie ustami, bo wtłaczał powietrze przez tzw. dymkę i dlatego mógł śpiewać.

A to dawało mu duże pole do popisu i zarobku na wszelkich uroczystościach.

Z Wielkopolski pochodzi kozioł biały, wykonany z całego korpusu zwierzęcia. Na nim też można było „zarobić”. Pod ogonkiem grajek montował małe lusterko. W czasie wesela, za grosik wrzucony do czary melodyjnej, panna młoda i jej druhny mogły się przeglądać i poprawiać urodę. W muzeum znajdziemy także kilka instrumentów, nazywanych Maryna. Każdy przypomina kontrabas, tyle że robiony „na miarę”, dopasowany do wzrostu muzykanta. Grano na nim nie poruszając smyczkiem, a jedynie instrumentem.

Ciekawym okazem jest też burczybas. Do małego walca przypominającego beczkę, przymocowany jest ogon z włosia konia. Grano na nim pociągając po włosiu zmoczoną dłonią. Próbował nasz kolega, ale przyznam, że ciekawego brzmienia nie udało mu się wydobyć. Oddzielnym działem są tu chordofory czyli instrumentu strunowe (z baranich jelit lub końskiego włosia), które nadawały kapelom rytm. I co niemiara skrzypiec, grających ptaszków, listków, fletów…

 

Pod pręgierzem

 

Na rynku stoi późnorenesansowy ratusz miejski, wybudowano w 1629 roku. Warto zwrócić uwagę na stojące przed nim dwa XVI –wieczne pręgierze: osobny dla mężczyzn i kobiet. Ten dla pań ozdobiony jest stojącą na kolumnie figurą Zośki, podobno popularnej onegdaj pani lekkich obyczajów. Obok rynku znajduje się późnogotycki kościół farny pod wezwaniem św. Zygmunta Burgundzkiego. Jego mury mają 600 lat.

Najcenniejszy jest w kościele drewniany ołtarz, ufundowany przez rodzinę Odrowążów w 1535 r. Znajduje się tu także marmurowy sarkofag Mikołaja Szydłowieckiego. Założyciela miasta uwieczniono ubranego w zbroję. Obok niego wzrok przyciąga kolejny sarkofag, ozdobiony piękną, klasyczną rzeźbą Marii Gawdzickiej, wykonaną z marmuru kanaryjskiego.

Z jej osobą wiąże się bardzo romantyczna historia. Otóż zakochał się w niej Mikołaj Radziwiłł. Jak to często u arystokratów bywa, jego matka nie życzyła sobie ślubu z osobą z pospólstwa. Arystokrata cierpliwie czekał na jej śmierć. Rodzina nie pozwoliła także na pochowanie Marii w rodowym grobowcu, stąd grób w kościele.

Słyszałam, że gdy ktoś chce znaleźć w życiu dobrego partnera, powinien figury dotknąć. Czemu nie? Bardzo ciekawe jest żebrowo-krzyżowe sklepienie kościoła. Ponieważ fundatorzy świątyni nie bardzo sobie wyobrażali, jak będzie wyglądało na suficie, szkic (w proporcji 1:1), wyryto na ścianie. I ostał się do dziś.

 

Żydowskie ślady

 

Kirkut w Szydłowcu jest jednym z największych cmentarzy żydowskich w Polsce. Jest na nim ponad 3 tys. macew. Najstarsze pochodzą z pierwszej połowy XIX wieku. Wykonano je ze znanego szydłowieckiego piaskowca. Wyrzeźbione na nich napisy i symbole są widoczne do dziś. Te z wyrytymi świecami ¬ to nagrobki kobiet. W mieście istniała także synagoga, dziś zamknięta na głucho i, przyznam, znajdująca się w opłakanym stanie, cheder (szkoła) i mykwa (rytualna łaźnia), po których nie został ślad.

 

           Zdjęcia autorki

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top